Jak powstał współczesny ul pszczeli typu ramkowego i… po co w ogóle powstał…?

Zacznijmy od przełomu wieków. Otóż już w 1803 r. z Dolnego Śląska na cały świat popłynęła wieść o tym, jak stosunkowo tanio (a przynajmniej taniej od importu cukru trzcinowego) wyprodukować cukier z lokalnie uprawianego buraka cukrowego. Dokładniej, najpierw popłynęła wieść o tym, że pewnemu Francuzowi udało się to w skromnym, acz ważnym technologicznie zakresie. Eksperyment finansował sam król Prus. Biznes nie wypalił, bo… zakład się spalił. Mimo to technologia zainteresowała wielu, próbowano ją wykraść, a z czasem po prostu wszyscy już wiedzieli, jak uprawiać buraki, by poziom cukru był w nich wysoki, oraz jak rafinować syrop buraczany, by zamienił się w mniej lub bardziej białe kryształki uformowane początkowo w głowy – cukru, oczywiście. W rozwoju rafinacji cukru buraczanego pomógł Napoleon blokując na kilka lat import produktów kolonialnych, m.in. cukru trzcinowego, dzięki czemu sprzedaż buraczanego ruszyła z kopyta, by… utknąć znów w miejscu po zniesieniu napoleońskiej blokady kontynentalnej. Jednak wkrótce przemysł cukierniczy ustabilizował się, a wszędzie, również w ówczesnej Polsce i Śląsku (wówczas był w Prusach) cukrownie zaczęły rosnąć, jak grzyby po słodkim, nie kwaśnym deszczu.

Dlaczego piszemy o cukrze, skoro miało być o miodzie? Ano tak, te dwa produkty są ze sobą powiązane. Czym? Nie tylko przemysłem, ale przede wszystkim słodyczą. Od wynalazku Archarda minęło zaledwie pół wieku, a w ciągu tego czasu wiadomość o rafinacji syropu z buraka cukrowego dotarła również do Ameryki. Potomkowie Europejczyków również i tu starali się pozyskiwać miód od pszczół.

Był rok 1851. To właśnie w tym roku Lorenzo Lorraine Langstroth wymyślił ul ramkowy z ramkami zawieszonymi w odstępie 8 mm, czyli według niektórych pasieczników doskonały pierwowzór nowoczesnego ula, na którym wzorują się współczesne. Wydajność takiego ula nieporównywalnie wzrosła do ula typu dadant, znanego z początków XIX wieku. Nowy ul nazwano oczywiście ulem langstroth. Odtąd w zasadzie można liczyć historię intensywnego pasiecznictwa i tzw. nowoczesnego pszczelarstwa.

Ojej, przeskok z miodu na cukier, a teraz znów z cukru na miód. Tak, tak! Historia tych produktów jest spleciona jak warkocz (co wcale nie jest powodem ludzkości do dumy). Wydobywanie miodu z leśnych barci, spomiędzy skał, z uli słomianych lub drewnianych (np. figuralnych lub kłodowych) było bardzo trudne i nie dawało pewności, że za rok miód również będzie dostępny, bo np. pszczoły wyniosą się w inny rewir… Człowiek chce jednak mieć pewność i poczucie bezpieczeństwa, po to wymyślił osiadły tryb życia, rolnictwo, uprawy, hodowlę, związki partnerskie, rodzinę, sieć pokrewieństwa, państwo… Człowiek chce planować swoje życie i wiedzieć, że za rok będzie mieć dużo żywności, co daje człowiekowi poczucie kontroli i władzy nad otoczeniem – nad Naturą. W ten sposób Kultura (uprawa) rozwijała się w celu dominacji nad Naturą. Człowiek, który może planować swoje zasoby żywnościowe i rozbudowywać na ten podstawie swoje siedlisko, może też łatwo planować rodzinę i rozwój własnego genotypu, znaleźć partnerkę lub partnera, piąć się po drabinie kariery, podwyższać swój status społeczny i własne ego, czuć się bezpieczniej, pewniej, silniej… Wielu ludzi skusiły te korzyści, dlatego w przeszłości chcieli zawłaszczyć również miód. Od wieków był on przecież synonimem świętości, luksusu, dostatku, bogactwa, energii i… władzy. Człowiek zapragnął więc pozyskiwać miód od pszczół nieomal bez ograniczeń.

Dlatego właśnie wielu miłośników pszczół kombinowało, jak zmusić je do wytwarzania miodu w większej ilości i jak jednocześnie im ten miód wybierać w celach przede wszystkim konsumpcyjnych, ale i rytualnych, przy zachowaniu względnego dobrostanu owadów, które wszystkich tych wynalazców mocno fascynowały. Innym słowem wymyślili niewolę z miłości…? Coś w tym jest… Zauważywszy, że pszczoły mają skłonność do budowania węzy (woskowej struktury, tzw. plastra) w ciemnych, zacisznych miejscach, wymyślono zamknięty, drewniany pojemnik, w którym umieszczono ramki, w których powstawała węza. Od tej pory można było bezkarnie pozyskiwać miód – wygodnie, bezpiecznie i sprawnie.

Co znaczy pozyskiwać miód od pszczół? To znaczy dosłownie podbierać im go, podobnie, jak człowiek podbiera jajka ptakom. Przed budowaniem uli i rozwojem pasiek konsumpcja miody była formą zbieractwa – podbierano owado to, co do nich należało, podobnie jak zbierano nieuprawne (tzw. dzikie) rośliny jadalne w lasach i na łąkach. W przypadku pszczół jest to czasownik “podbierać”, a nie “zabierać”, ponieważ zabiera się im tylko część, a resztę zostawia (w przypadku roślin jest w zasadzie tak samo, ale funkcjonuje czasownik zbierać). Bynajmniej nie dlatego, że człowiek jest taki troskliwy… Zatem po co? Po prostu po to, by pszczoły nie zginęły z głodu, wszak zbierają pyłek pszczeli i zamieniają go na miód gromadząc w plastrach nie po to, by człowiek mógł sobie słodzić herbatę, lecz po to, by mieć zapas na zimę dla królowej matki i całego roju. W interesie pszczelarza było i jest, aby pszczoły przetrwały, by w nowym sezonie nadal produkowały miód, a przy okazji zapylały sady.

Jednak nie wszyscy ludzie zostawiają odpowiednią ilość miodu w ulach. Niektórzy wybierają go zbyt dużo. Jak myślicie, czym muszą potem dokarmić pszczoły, aby obudziwszy się na wiosnę, miały pokarm i siłę do wylotu na pierwszy pożytek…? Oczywiście cukrem.

Pszczoły zimują w swoich gniazdach. Ludzie wymyślili więc, że tworząc im wygodne, listwowe “gniazda”, będą mieli równie wygodną możliwość podbierania pszczołom miodu. Wielu pasjonatów pszczelarstwa próbowało stworzyć pszczołom stosowne warunki produkcji miodu (np. czeski Johann G. Mendel). I tu docieramy do Polski, a konkretnie do Śląska. Drewniane listewki nazwano snozami, a już od 1838 r. pracował nad tą strukturą pewien Polak (za takiego się uważał, z urodzenia w 1811 r. był Ślązakiem), który w 1845 r. opublikował swój wynalazek. Nazywał się Jan Dzierżoń, który pochodził ze Śląska opolskiego, a studiował we Wrocławiu na tutejszym uniwersytecie, po czym został księdzem, ale… za działalność polityczną, sprzeciw wobec dogmatu nieomylności papieża i – na dokładkę – za za odkrycie partenogenezy u pszczół (czyli tego, że mogą zajść “w ciążę” jako dziewice, bez udziału “ojca”) został ekskomunikowany. Dzierżoń stworzył więc pierwszy na świecie ul z ruchomą obudową – dziś zwie się ten typ dzierżonem. Zastanawiacie się zapewne, co ma z tym wspólnego dolnośląskie miasto Dzierżoniów…? Do 1946 r. nosiło ono nazwę Rychbach, po czym nadano mu nową dla upamiętnienia ojca nowoczesnego pszczelarstwa, Jana Dzierżona.

Ruchoma obudowa to coś, bez czego żaden pszczelarz nie wyobraża sobie dziś pracy. Zrewolucjonizował więc pszczelarstwo, a po nim dopiero przyszedł wynalazek Augusta von Berlepscha (publikacja z maja 1852 – ul ramkowy z ramką silniejszą konstrukcyjnie), Lorenzo L. Langstrotha (patent z października 1852) i Dadanta (1865). Na marginesie, Langstroth miał ponoć dostęp do prac Dzierżona, ale nie odwrotnie. Wszystkiemu winna była bariera językowa. Niektórzy badacze uznają, że wynalazki Dzierżona i Langstrotha powstały równolegle, niezależnie od siebie, co nie jest pewne wobec powyższego. Różnica konstrukcji opracowanych przez obu panów polega na sposobie otwierania ula: dzierżon otwiera się z boku, a langstroth od góry.

Ule ramkowe były złożone np. z ok. 10 drewnianych ramek o ściśle określonych wymiarach i zawieszonych w ściśle określonych odległościach (8mm – tzw. pszczela przestrzeń, przestrzeń międzyplastrowa, ang. bee space). Dzierżon również dostrzegł w nich potencjał i po ekskomunice wrócił do swej rodzinnej wsi, Łowkowic (Opolszczyzna), po czym tuż obok, w Maciejowie, założył dużą pasiekę. Na szczęście do dzisiejszego dnia dworek, w którym mieszkał Dzierżon, oraz jego zabytkowa pasieka zarodowa służą edukacji pszczelarskiej – hoduje się tu matki pszczele. Jest to jedna z najstarszych na świecie pasiek. W okolicy Jan Dzierżon zwany jest Kopernikiem ula – pięknie! Miód z tej zabytkowej pasieki można natomiast kupić na kluczborskim Rynku – jeszcze piękniej! O Dzierżonie pisze polska i zagraniczna Wikipedia oraz wiele specjalistycznych artykułów akademickich (+ kolejny) z zakresu tej dyscypliny nauki i kultury.

Zauważono, że właśnie w takich warunkach pszczoły budują plastry miodu podobnie, jak robią to w dzikich warunkach, tj. leśnych barciach. Aby jednak owady nie umarły z głodu i w kolejnym sezonie również przyniosły człowiekowi pyłek i zamieniły go w miód, człowiek wymyślił zastąpienie miodu… syropem cukrowym. Właśnie dlatego pasiecznictwo mogło rozwinąć się mocno i energicznie dopiero po tym, gdy możliwy i tani stał się cukier buraczany, opatentowany z resztą w Dolnym Śląsku, a konkretnie w Konarach.

To właśnie od początku XIX w. zaczęła się więc era pasiecznictwa i nowoczesnego pszczelarstwa w zakresie gospodarczym (a nawet przemysłowym) opartego na ulach ramkowych, a także era intensywnego wykradania hodowlanym pszczołom miodu i zastępowania go wodą z cukrem. Tani cukier był bowiem niezbędny do tego, aby człowiek mógł “produkować” miód pasieczny. Dziś niektórzy pszczelarze twierdzą, że cukier jest dla pszczół zdrowszy, niż ich własny miód. To nie sprzeczność, lecz skutek kombinowania ludzkiego – hodowla, czyli mieszkanie pszczół w ulu, zamkniętym środowisku, nie jest naturalnym zjawiskiem. Już w 1848 r. najsłynniejszy polski pszczelarz, słynny również na świecie, ogłosił, że pszczoły doświadczają biegunki, jeśli spożywają zostawione w ulu na zimę miody spadziowe, tj. wytwarzane przez czerwce.

Wcześniej wykradano miód z leśnych barci, ale nie uzupełniano go cukrem. Co gorsza, aby wybrać miód, ludzie niszczyli całe roje, więc potem już nie musieli nikogo dokarmiać, a cały miód był dla ludzi. W ten sposób wyniszczono wiele rojów i lokalnych gatunków pszczół, a miód był produktem wybitnie luksusowym. Chłopstwo miało go jakoby pod dostatkiem? O nie! Chłopi, jeśli zapragnęli miodu, musieli go wykraść z książęcych, kościelnych lub klasztornych lasów i zawsze go brakowało. Słodyczą typowo wiejską, chłopską były kwiaty, soki roślinne i owoce.

Bez cukru, dolnośląskiego wynalazku rafineryjnego, zarządzanie rojem w pasiece pełnej uli ramkowych nie byłoby logiczne, możliwe, ani efektywne ekonomicznie. To cukier umożliwił produkcję miodu, obojętne, czy na przemysłową, czy na drobną skalę. Paradoksalnie więc, konsumpcja miodu oznacza obecnie napędzanie sprzedaży taniego cukru. We wszystkich pasiekach miód po prostu wybiera się pszczołom. W USA wymyślono nawet sposób produkcji węzy z plastiku: gdy pszczoły napełnią ramki miodem, wówczas rozszczelnia się i miód wypływa z węzy kranikiem prosto do słoika. Nazywa się to dobrostanem pszczół. W Polsce chwali się pszczelarza, który wprowadził w swej pasiece takie ule (kosztują ponad 600$). Za co? Trudno zrozumieć. Nie wiadomo, co gorsze…, ale właśnie z powodu tych ciemnych praktyk człowieczych niektórzy uważają, że są one nieetyczne, nieekologiczne, dlatego nie jedzą żadnego miodu uznawszy, że przysługuje on tylko pszczołom, ewentualnie innym dzikim zwierzętom, a uczciwość człowiecza wobec Braci Mniejszych nakazuje nie kraść. Gdyby i w innych dziedzinach konsumpcji ludzie ci byli równie skrupulatni, mielibyśmy raj na Ziemi. Tyle że funkcjonowanie człowieka opiera się na podbieraniu płodów Natury, nie inaczej.

Zbieractwo ziół, grzybów, a także uprawa warzyw i owoców – to wszystko są formy służące przetrwaniu gatunku ludzkiego. Należy to czynić w takim zakresie i w taki sposób, aby nie zagrażało to przetrwaniu innych gatunków  oraz wyniszczeniu środowiska – i w tym zakresie tkwi problem, a nie w tym, czy zabierzemy komuś cokolwiek, czy nie. Skrupulatność tego typu unicestwić musiałaby całkowicie rolnictwo, uprawę, hodowlę i kulturę, jako system przetrwania człowieka w środowisku – konsekwentnie musielibyśmy wrócić do okresu sprzed neolitu, czyli początków osadnictwa. Jest to wszak niemożliwe, więc są to utopie będące wyborem jednostek. Grunt, by owe jednostki nie narzucały swego toku myślenia innym, ponieważ w obecnym kształcie masowego rolnictwa i ogrodnictwa produkty odzwierzęce są niezbędne. Wyjściem, pozwalającym uniknąć uboju w całości, byłoby całkowite zaniechanie przemysłowej produkcji mleka i mięsa. Kolejna utopia, ale czynimy wszystko, aby zminimalizować i ten niszczycielski system, i jego skutki.

Pszczoły hodowlane traktować należy identycznie i godnie, jak każde inne zwierzę hodowlane – człowiek utrzymuje je po to, by pobierać jego wytwory, obojętne, czy jest to mleko, jaja, czy miód. Produkty odzwierzęce są więc rezultatami rolnictwa. W tym kontekście dyskusyjne, a nawet nieetyczne, jest zabijanie zwierząt w celach ludzkiej konsumpcji – w wielu przypadkach jest to niekonieczne. Niektórzy gospodarze twierdzą inaczej mówiąc, że muszą ubić byczki, koziołki i koguty, bo nie dają mleka – osobniki męskie idą więc pod nóż, a żeńskie traktowane są rozwojowo, jako fabryki surowców spożywczych. Zawsze warto więc rozważyć przejście na wegetarianizm, a przynajmniej minimalizowanie spożycia masowego mięsa na rzecz mięsa ze zrównoważonej hodowli i uboju. Ma z tym związek również fakt, że pszczoły miodne “używane” w hodowlach (czyli w typowym pszczelarstwie) są gatunkiem relatywnie agresywnym zagrażającym gatunkom dzikim, a to właśnie dzikie zapylacze winniśmy chronić z wyjątkową troskliwością, ponieważ giną w wyniku rozwoju agresywnej chemizacji rolnej oraz w konkurencji pszczół miodnych.

Dziś w sklepach można kupić “miody prawdziwe” i “tak zwane miody”, którym w praktyce powinno się zabronić używania określenia miód, podobnie jak to jest z innymi zarejestrowanymi produktami, np. wódką lub winem. “Tak zwane miody” to miodopodobne gęste płyny, powstałe przez podkarmianie pszczół cukrem, albo przez mieszanie miodów krajowych z miodami polskimi nieznanej proweniencji, albo przez mieszanie takich miodów ze zwykłym syropem cukrowym. Nie zawsze przeczytamy o tym na etykiecie. Dlaczego? Zwyczajnie: z powodu oszustw. Sprzedaż taniego miodu jest opłacalna, bo klientów znajdzie się sporo na taki “niby naturalny produkt”. Zanim ktokolwiek złoży skargę, zyski będą wysokie, a ewentualna kara i tak nie będzie konkurencyjna w stosunku do wielomiesięcznych, a nawet wieloletnich korzyści.

Dlatego należy bezwzględnie czytać etykiety. Najbezpieczniej jest kupować miód z zaufanej i sprawdzonej pasieki albo miód bartny. Miodu od dzikich zapylaczy w Polsce w sklepach nie dostaniemy. Na festiwalach Slow Food w Turynie można dostać miód również podbierany dzikim pszczołom. Podbieracze wiszą w tym celu na linach i wyciągają ogromne plastry ze skalnych ścian, np. w Indiach.

W Studio Artecubo we Wrocławiu (ul. Stawowa 1/1) można nabyć miody z pasieki w Bielawie – m.in. te miody jedzą niektórzy członkowie naszej kooperatywy Conviviów Slow Food.

W filmie naukowej angielskiej grupy rekonstruktorskiej prezentuje się ul ramkowy typu langstroth – LINK, a poniżej obejrzycie z niego kilka kadrów.