WOJ. WIEDZA O JEDZENIU

M.in. ten temat poruszamy w grupach, dziecięcych, gimnazjalnych i licealnych oraz wśród dorosłych: UPIĘKSZANIE i HIGIENA.

Otóż… co my jemy? Czy tylko żywność? Czy również kosmetyki…? O tak, szminki na przykład… Zwróćcie uwagę na etymologie: ustami cału-JEMY, czyli zjadamy kogoś w całości 🙂 W dodatku nie dotyczy to przecież tylko kobiet, ale i mężczyzn oraz dzieci. Każdy pocałunek niesie za sobą określone konsekwencje. Czy sprawdzacie skład kosmetyków? Czytacie etykiety opakowań? Czy wiecie, co znajduje się np. w szmince? Z czego jest wyprodukowana ta czerwień na ustach ukochanej osoby? A czy wiecie, co kryje się w mydle, którym myjecie ręce po wyjściu z toalety i przed jedzeniem?

UPIĘKSZANIE

Kosmetyki upiększające zjadamy w ilościach tym większych, im częściej je używamy. Kobiety stosujące na usta szminki i błyszczyki są niestety narażone na szkodliwe działanie substancji zawartych w tych kosmetykach. Pomyślmy też o mężczyznach i dzieciach, ukochanych członkach rodzin, przyjaciołach. Jednym z problemów jest ołów, który znajduje się w składzie rozmaitych środków upiększających. Dawniej ołów znajdował się też w składzie farb używanych do dekorowania porcelany. Właśnie dlatego nie zawsze można i warto używać nadal stare naczynia stołowe, nawet mimo ich niezaprzeczalnego uroku. Listy kosmetyków, które zawierają ołów, możecie znaleźć w Internecie.

Innym ryzykownym składnikiem szminek i innych kosmetyków barwiących ludzkie ciało na czerwono (jak również wielu produkty spożywczy, np. galaretki, jogurty, ciastka, kremy) jest karmin, zwany tez koszenilą (E120), czyli barwnik czerwony uzyskiwany z koszenili meksykańskiej (Dactylopius coccus, dawn. Coccus cacti) żerującej na opuncjach. Co ciekawe, pluskwiak wytwarza ów kolor po to, aby odstraszyć inne owady. Jak twierdzą niektórzy, kobiety dokładnie odwrotnie. Chemicznie jest to kwas karminowy: C22H20O13.

W XVI w. koszenila meksykańska zastąpiła popularnego w dawnej Europie czerwca polskiego, innego pluskwiaka (mszyce), z którego wytwarzano barwnik czerwony, zwany tez karminą lub purpurą, a który żerował na roślinie zwanej czerwiec trwały. Polska słynęła do tego czasu z eksportu czerwca polskiego, zamawiano go nawet do Włoch i używano nie tylko w farbiarstwie, ale i w sztuce kulinarnej i malarstwie.

Wysoka wartość koszenili wynika z tego, że nie ulega ona degradacji wraz z upływem czasu, jest wyjątkowo trwała. Z ok. 155 tys. owadów uzyskuje się 1 kg koszenili barwnika. Dla alergików może być zabójcza. W proszku koszenilowym mogą być też szczątki innych owadów lub roślin. Zanieczyszczenia zawarte w ekstrakcie u szczególnie uczulonych osób mogą powodować wstrząs anafilaktyczny, a nawet śmierć. Nie mogą jej spożywać astmatycy, powoduje też katar sienny.

Koszenili nie należy mylić z syntetycznym barwnikiem o nazwie czerwień koszenilowa (E124). Nazwy te są niestety mylące. Co więcej, w przemyśle spożywczym stosowane są dwie postaci koszenili: E120(ii), czyli ekstrakt koszenili, oraz E120(i), czyli karmin (nierozpuszczalny w wodzie). Jednak… czerwień koszenilowa jest również szkodliwa. Świadczy o tym limitowanie jej spożycia: dopuszczalna dawka dzienna czerwieni koszenilowej to 5 mg na 1kg masy naszego ciała. Ponoć jest rakotwórcza, pogarsza koncentrację, pamięć, kontrolowanie emocji. Dziecko ważące ok. 15 kg nie powinno zjadać dziennie więcej niż 75 mg pigmentu E124. W jednym kisielu jest… Otóż to – nie wiadomo, bo polskie prawo nie zmusza producentów do określania gramatury pigmentu. Ilość koszenili nie jest oznaczona na etykietach, jedynie jej obecność. Ile E120 lub E124 przyjmują dzieci pochłaniając w ciągu dnia żelki, galaretki, kisiele, cukierki? Niektóre całkiem sporo.

cochineal_drawing-wiki-en  cochineal cochineal-brawnik

na zdjęciach powyżej: koszenila

HIGIENA

Mydła dostępne w masowych sklepach to wybór dość ryzykowny. Wiele osób wraca do dawnego, prostego szarego mydła właśnie z powodu alergii i problemów nie tylko skórnych. Sęk w tym, ze toksyczne substancje zawarte w mydłach i innych środkach myjących, przenikają głębiej, nie zatrzymują się na skórze. Podobnie jest z  produktami spożywczymi, warzywami, owocami, zbożami itd.

Dlatego unikajcie np. tej substancji o jakże trudnej nazwie (jak wszystkie one): laurylosiarczan sodu, czyli Sodium Laureth Sulfate. Jeśli coś takiego znajdziecie na etykiecie, przemyślcie zakup i konsekwencje. Przeczytajcie o tym u dr Henryka Różańskiego (LINK). Dotyczy to nie tylko kosmetyków higienicznych i upiększających, ale również środków czystości, płynów do mycia naczyń i urządzeń, ogólnie – wszelkich środków do mycia czegokolwiek. Substancję tę znajdziecie w wielu popularnych płynach, które noszą często – dla zmyłki – nazwy kojarzone z surowcami naturalnymi i korzystnymi dla zdrowia i urody, w dodatku surowcami, które są jadalne: masło kakaowe czy kozie mleko. Jednak przeczytajcie tylko skład…

Dlatego tak ważne jest nie tylko jedzenie dobrej, czystej, uczciwej i lokalnej żywności, ale tez używanie dobrych, czystych, uczciwych i lokalnych kosmetyków, czyli prostych  środków myjących i upiększających (jeśli ktoś tego potrzebuje), wytworzonych manufakturowo bez intensywnego przetwarzania surowców. Takie mydła można nawet sobie robić samodzielnie. Ostatnio braliśmy udział w konferencji “Bądź EKO z KPN” zorganizowanej przez Karkonoski Park Narodowy i Lokalna Grupę Działania Partnerstwo Ducha Gór. Warsztat wytwarzania naturalnych kosmetyków prowadził tam Maciej Zawierucha, właściciel Zielonego Laboratorium, którego poznaliśmy na naszym pierwszym eduBAZARZE w Artystycznej Galerii Izerskiej w Kromnowie w 2015 roku, a który przyjaźni się i współpracuje ze SFojakami, Eweliną i Krzysztofem Rozpędowskimi z Villa Greta w Dobkowie. Podobne warsztaty prowadzi dość regularnie w rozmaitych placówkach edukacyjnych i kulturalnych, np. Sudeckiej Zagrodzie Edukacyjnej w Dobkowie lub Osiedlowym Domu Kultury w Jeleniej Górze (LINK).

20161007_113911

na zdjęciu powyżej: Maciej Zawierucha na warsztacie w ramach konferencji “Bądź EKO z KPN” w Karkonoskim Centrum Edukacji Ekologicznej w Szklarskiej Porębie

ZAKUPY

Nie namawiamy nikogo do zakupów w żadnym centrum handlowym. Jeśli już kupować masowe, konwencjonalne produkty, to w małych sklepach prowadzonych przez drobnych przedsiębiorców. Ich podatki zostają w kraju. w ogóle przede wszystkim są, bo w innych przypadkach tej pewności nie ma. W wyniku – paradoksalnie! – m.in. tzw. procesów rewitalizacyjnych jest tych małych sklepów coraz mniej. Zmiana formuły zakupów z małych, doraźnych na masowe, obfite powoduje szereg negatywnych zjawisk w środowisku naturalnym i życiu ludzi. Istnienie tych sklepików jest zawsze zagrożone ze strony nowo powstających sklepów wielkopowierzchniowych, które wysysają weekendowych klientów z całej najbliższej okolicy.

Zakupy masowe prowadzą do ogromnych zmian bytowych, zdrowotnych i kulturowych. Rośnie ilość kupowanej i wyrzucanej żywności, rośnie ilość odpadów po opakowaniach, pogłębia się dezintegracja osiedlowa i rodzinna, zwiększa się ruch na drogach, liczba samochodów, powierzchnia parkingów, emisja spalin, objętość lodówek i szafek kuchennych, powierzchnia kuchni i garażów, zużycie nośników energii i prywatnych funduszy rodzin, ludzie zażywają mniej ruchu na świeżym powietrzu, psuja się oczy, nogi, żołądki i inne organy…

W efekcie tzw. procesów rewitalizacji, której częścią są często nowe inwestycje obiektów usług handlowych, następuje dewitalizacja tzw. „Obszaru wsparcia”, czyli terytorium, które rada miasta uznała wcześniej za obszar w potrzebie. Te praktyki administracyjno-inwestycyjne przeczą same sobie. Znikają małe sklepy, a handel, rozrywka i edukacja przenoszą się do centrów handlowych. Nie ma w tym procesie wielu zalet, większość  to bardzo poważne wady.

Jednak strategiczne produkty, które jemy regularnie i w dużych ilościach, najlepiej jest kupować bezpośrednio u wytwórców, np. naszych członków, bo do naszych conviviów oprócz konsumentów należą również producenci dobrej, czystej, uczciwej, lokalnej żywności. Inna alternatywa, to zakupy internetowe, ale… przyznacie, że nawet najlepszy portal zakupowy nie zastąpi pogawędki z rolnikiem o warzywach, które nam właśnie przywiózł…

A propos, buraki ekologiczne (=certyfikowane) kupujemy od SFojaka, Krzysztofa Lasyka z Wilkanowa. Ciekawe, jak by się one sprawdziły w roli barwnika… Może tak purpura buraczana do ust…? 😉

listopad-768x576

Oferta Gospodarstwa Ekologicznego Krzysztofa i Sławomiry Lasyk: http://gorskafarma.pl/category/warzywa-i-owoce/