Ciekawy proceder rozwija się na rynku handlu żywnością w Polsce. Sprzedawcy uchodzący za eko, manufakturowych, uczciwych, LOKALNYCH i w ogóle super-hiper, sprzedają na swoich straganach żywność NIELOKALNĄ, wcale nie ekologiczną, stają się raczej dealerami, a nie wytwórcami. Certyfikaty ekologiczności można łatwo sprawdzić – notujecie numer, sprawdzacie w sieci na stronie jednostki certyfikującej. Już nie raz zrobiliśmy takie klienckie dochodzenie i okazało się, że certyfikat jest, i owszem, ale na marchew, a nie seler, a jednak na selerze jest etykieta EKO i leci on w sklepie po wyższej cenie. Interweniujemy i co? Nazywaja nas pieniaczami. Ignorujcie to, róbcie nadal swoje, w imię dobrej sprawy, na rzecz tych, którzy ponoszą koszty certyfikacji i trudnej, ekologicznej uprawy, w której nie ma pryskania i polewania złą chemią, a pielenie na kolanach i ręczne zbieranie gąsienic.

Jednak nie tylko o certyfikację chodzi. Niebezpieczeństwo czai się w sieci wytwórstwa, przetwórstwa i dystrybucji. Kupujecie warzywa sądząc, że to z danego gospodarstwa, a to warzywa z Targ Piastu, innej giełdy (gdzie nie macie ŻĄDNEJ pewności co do jakości warzyw i owoców, sprzedaje się tam różne produkty) lub z jakiegoś zupełnie innego gospodarstwa, spoza granic regionu. “Lokalny” nie zawsze więc oznacza LOKALNY.

Kupujecie ser sądząc, że to ser cenionej, znanej marki, a przynajmniej lokalny, a sprzedawca nie wspomina o miejscu pochodzenia, skoro nie pytacie, zachwala, mówi nawet, że sprzedawany jest do Włoch i tam frunie do klientów, jako Grana Padano. Po przeprowadzeniu dyskretnego śledztwa okazuje się, że to ser spoza naszego regionu i dziwnym trafem pojawia się na jarmarku zwanym “regionalnym”.

Jakość tych produktów jest rozmaita, nie odmawiamy im smaku. Jednak lubimy mieć pewność, że LOKALNE=LOKALNE, dlatego nas irytują i zniechęcają do siebie sprzedawcy, rzekomi wytwórcy, którzy robią w balona nas, jako ufnych, zaangażowanych i świadomych klientów. Wychodzimy na głupków, bo tylko staramy się być świadomymi, a za zaufanie płacimy własnym pustym śmiechem. Slow Food Dolny Śląsk​ , Slow Food Breslavia, a także inne Convivia są m.in. i po to , by wyłapywać takich nieuczciwych i nielojalnych sprzedawców. To jest jedna z naszych misji. Przyjdzie czas, że trzeba będzie o tym powiedzieć głośno wymieniając nazwy marek. Bądźcie zatem czujni, drążcie temat, zadawajcie pytania, wątpcie w imię dobrej sprawy. Bo jeśli klienci będziemy mieć zlewkę na takie sprawy, wkrótce wyraz LOKALNY będzie nadużywany tak samo, jak “ekologiczny”, “naturalny”, “regionalny”, “ekologiczny” czy “tradycyjny”.