U naszych członków fasolka niepodległości już kiełkuje. Jest jej tu bardzo miło – ma wszystko, czego potrzebuje do prawidłowego wzrostu, bez nadmiaru agrochemii.

W ramach i dzięki prospołecznym działaniom Slow Food Dolny Śląsk w sieci międzynarodowej Slow Food International członkowie nasi mogą patrzeć, jak pięknie kiełkuje ich Polska Fasola z Orzełkiem. Oczywiście w rozsadach, bo ona uwielbia ciepełko.

Również w tym roku nasza urocza PFO #PolishEagleBean znów pojawi się z nami za granicą na wydarzeniach slowfoodowych, aby promować polskie dziedzictwo kulinarne, ogrodnicze i rolnicze, a także historię i etnografię Polski, przede wszystkim Dolnego Śląska. To właśnie promocja naszego regionu jest przedmiotem naszej działalności. Nikt nas nie finansuje, jak z resztą w przypadku każdego Convivium w sieci międzynarodowej SlowFood.com – działamy prospołecznie, bez roszczeniowych sponsorów, dzięki zaangażowaniu oraz prywatnemu mecenatowi przewodniczącej i naszej redakcji.

Wiele krąży w internecie mitów na temat tej fasoli. Blogi i portale piszą stale to samo (przedawnione informacje) powielając siebie nawzajem. Jednym z wątków jest to, że rzekomo “odmiana ta powstała w Polsce”. To nieprawda. Do Polski przybyła ona z innych krajów.

Nasza mentorka, jednocześnie przewodnicząca Convivium Slow Food Dolny Śląsk , pani Anna Maria Rumińska, zainicjowała i prowadzi projekt reintrodukcji PFO w Dolnym Śląsku od nieomal dziesięciu lat – konsekwentnie, bez szumu medialnego, cierpliwie i świadomie, aby nasiona trafiały w dobre ręce. Praca ta polega przede wszystkim na edukacji, popularyzacji i oczywiście uprawie, ale w małej skali, tj. wolnej od agroprzemysłu i skoncentrowanej na ręcznych, tradycyjnych technikach – nie dlatego, że pielęgnujemy muzeum rolnictwa (choć to także piękne działanie!), ale dlatego, że to właśnie taką skala upraw i technik jest dostępna wielu małoobrazkowym rolnikom i właśnie taka skala może i powinna zapewnić im godziwe życie – BEZ industrializacji, uprzemysłowienia, nadmiernej mechanizacji, tj. ponoszenia wydatków na park maszynowy i BEZ zwiększania skali upraw, tj.BEZ ciągłego rozwoju. O tak, rozwój nie zawsze jest pożądany, nie zawsze oznacza DOBRO. Najczęściej warto się zatrzymać i przestać rosnąć, przestać rozwijać produkcję, przestać brać kolejne kredyty i zmieniać małą skalę w wielką. Z tym rozwojem wiążą się niestety głównie negatywy, a pozytywnych skutków jest tak niewiele, że ludzie przestają o nich myśleć w gonitwie za ilością. Banki zacierają ręce, urzędnicy ministerialni, wojewódzcy, powiatowi i gminni chwalą się statystykami, a rolnik haruje gorzej, niż przysłowiowy wół.

Niewiele jest w Polsce i Dolnym Śląsku osób, które to podzielają wolę zatrzymania wzrostu i rozwoju gospodarstw, bo większość optuje za masowym i szybkim efektem, bez troski o środowisko i historię. Większość jest zmuszana lub przynajmniej zachęcana do ciągłego rozwoju”, a w efekcie – poddając się tym państwowym, systemowym zachętom – kurczy się i pada ze zmęczenia. Bo państwo promuje właśnie to: rozwój. Wszak taka jest jego funkcja. To nie znaczy jednak, że każdy ma działać w identyczny, tj. intensywny sposób. Praca w skali ekstensywnej jest również potrzebna. Mało kto jednak edukuje o tym w odpowiedni sposób. Tym bardziej, że stulecia zaborów, lata PRL i tzw. transformacji wyprały z wielu Polaków troskę o własną przeszłość. W kontekście fasoli… nie może więc dziwić sytuacja, że obecnie w Polsce więcej jest azjatyckiej ciecierzycy, soi i rozmaitych odmian fasoli, niż tej skromnej fasolki z rodzimą narracją.

Właśnie ona – patriotyczna narracja – przeszkadza większości Polaków w szanowaniu tej wspaniałej rośliny. Uznają jej nazwę za zbyt nacjonalistyczną, nie rozumiejąc zupełnie jej zaplecza i wartości, ani znaczenia wyrazów “nacjonalizm” i “patriotyzm”. Faktycznie, w obecnym trendzie kosmopolityzmu są to trudne słowa, wciąż zawłaszczane przez negatywnie nacjonalistyczne, wprost szowinistyczne kręgi, od których odcinamy się bardzo ostro. Działamy w sieci międzynarodowej i polskie dziedzictwo kulturowe (w tym kulinarne) cenimy na równi z zagranicznym – właśnie dlatego je chronimy i promujemy. Różnorodność etniczną, narodową, rasową i każdą inną społeczną uznajemy za tak samo ważną, cenną i pożądaną, jak różnorodność biologiczną.

Wspólnie popularyzujemy PFO przede wszystkim wśród ogrodników, bo zależy nam na tym, aby każdy mógł ją sobie uprawiać w ogrodzie – choćby w symbolicznej ilości. Masowość osłabia jakość, więc nie chodzi w tych działaniach o masową popularność wśród masowych rolników, a jedynie o rozpowszechnianie PFO wśród osób świadomych. Chodzi o JAKOŚĆ, nie o ilość.

Jakiś czas temu redakcja Slow Food Dolny Śląsk wydała pierwszą, ogólną wersję skryptu nt. pierwszej fazy projektu reintrodukcji tej fasoli. Ten skrypt przybliża ogólnie ów przypadek PFO szerszej publiczności, przede wszystkim międzynarodowej. Nasza Polonia gdzieniegdzie uprawia już PFO dzięki naszej promocji. Powstała też szersza wersja skryptu (konferencyjna), w której opisane są szerzej także przypadki pokrewne PFO występujące w innych krajach – siostry i kuzynki PFO. Mają tam one zupełnie inną narrację – nigdy patriotyczną (jak u nas), sporadycznie militarną, najczęściej religijną.

Różnice w narracji wynikają z tego, iż w każdym kraju ludność dostrzegła inny symbol w karminowym znaczku na nasionach. Zatem można powiedzieć, że obecna w Polsce symbolika patriotyczna powstała w Polsce, ale nie można powiedzieć, że ta fasola (tym bardziej jako odmiana) powstała w Polsce.

Wszystkie te działania edukacyjne pani Anny mają także charakter społeczny, tzn. finansowane są osobiście i prywatnie przez p. Annę, jako mecenaskę projektu i ogólnie, Convivium Slow Food Dolny Śląsk. Niezliczonym osobom p. Anna sprezentowała nasiona PFO na zakończenie wykładów lub warsztatów. Działania projektu obejmują także rozpowszechnianie właściwych nasion, by nauczyć ludzi, jak odróżniać PFO od jej podróbek. W porównaniu do okresu sprzed 10 lat, gdy o. Anna zaczęła upubliczniać ten projekt w sieci SlowFood.com, dziś wiedza i świadomość na temat tej fasoli są o wiele wyższe. Dzięki tej pracy istnieje także wpis w Wikipedia, który zarejestrować pomogła dawna członkini Convivium SFDS, inna pani Anna. W efekcie zwiększyła się znacznie wiedza oraz świadomość wartości i wyglądu właściwej fasoli z orzełkiem – zwana jest także fasolą niepodległości lub fasolą patriotyczną – jej podróbki zwane są “fasola orzełek”. Na niektórych giełdkach internetowych są dostępne nasiona i właściwej fasoli, i jej podróbek. Nasiona PFO są wprawdzie osiągalne w ilościach symbolicznych, ale lepszy rydz niż nic. Są też pojedynczy rolnicy sprzedający fasolę na wagę na giełdach rolnych. Niewielu jest dzielnych i świadomych rolników, którzy potrafią zatroszczyć się o PFO i jednocześnie uprawiać ją bez agresywnej agroprzemysłowej chemii. Jednocześnie wymagana jest troska w sortowaniu – konieczne jest sortowanie ręczne, że względu na specyfikę nasion. Tu kończy się “pasja” większości polskich rolników, którzy nastawieni są na maksymalny zysk i ilość, a nie jakość. Wszystkie bowiem nasiona fasoli tego typu są sortowane ręcznie, jeśli mają spełnić kryteria żywności tradycyjnej – zgodnie z ideą Slow Food. Ta ręczna, a nie zmechanizowana praca musi być wynagrodzona stosowną ceną, dlatego w sklepach fasola PFO musi być kosztowna, aby nie poddano jej umasowieniu oraz aby zapewniła godny byt rolnikom, którzy ją uprawiają i są świadomi zarówno jej wartości, jak i jej wymagań. Tylko taka fasola jest uznawana przez SlowFood.com za dobrą, czystą, uczciwą, wartą promocji również w katalogu Arki Smaku – Arca del Gusto Slow Food. Ceny nasion PFO są różne, lecz nadal dość wysokie, bo PFO nadal jest niszowa. Naszym celem jest działanie wbrew tendencji monopolizacji, tzn. chcemy, aby każdy mógł tę fasolę kupić w sklepie i by stała się wizytówką kraju, bez zawłaszczania jej przez jeden region. Dlatego nasiona, wraz ze skryptem edukacyjnym pani Anny (w języku polskim albo angielskim) wysyłamy na cały kraj, także za granicę.