W XIX wieku hodowano jeszcze różne starodawne odmiany zwierząt, a ich wizerunki odnajdujemy na dawnych malowidłach. Tak, jak rekonstruktorki/rzy strojów odnajdują dawne wzorce na obrazach dawnych mistrzów, tak i my, rekonstruktorki/rzy kulinariów analizujemy malowidła dawnych artystów i m.in. na tej podstawie odtwarzamy dawne potrawy i praktyki rzemieślnicze lub kulinarne, odkopujemy informacje o dawnych rasach zwierząt, o zwyczajach mniejszości etnicznych ludności wsi i miast.

Zaczynamy ten cykl od sąsiadów, Czechów, bo to m.in. oni mają znaczne zasługi w rozwoju osadnictwa w części Dolnego Śląska. Zdanie uznawane jak dotąd za jedno z najstarszych zdań (albo i najstarsze, w zależności od badaczy) wypowiedzianych po polsku zapisane jest w Księdze Henrykowskiej, a dotyczy… ☝️ROLNICTWA, a konkretnie obróbki zbożowego ziarna na żarnach: na kopii widzicie je w kolorze niebieskim. W zasadzie… każdy dolnośląski młyn tradycyjny winien mieć tę kartę na swoich ścianach w formie ekspozycji edukacyjnej.

Zdanie to zapisał pięknie niemiecki mnich, a wypowiedział czeski rycerz Boguchwał (czes. Bogwał): „Daj, ać ja pobruczę, a ty poczywaj” (w spolszczonej wersji). Anonimowy mnich zapisał je prawdopodobnie w XIV wieku i zrobił to w wersji fonetycznej, tak jak słyszał, ale tutaj możemy podać ten zapis tylko w transliteracji na współczesną czcionkę „day, ut ia pobrusa, a ti poziwai”. Pierwsza część Księgi była rozpoczęta ok. 1270/1280 roku przez opata Piotra, który kierował wówczas klasztorem henrykowskim. Boguchwał otrzymał ziemię od księcia Bolesława Wysokiego, gdy ten zaprosił go do osiedlenia się w* Dolnym Śląsku. Od tego bruczenia lub brudzenia, względnie od brukania, czyli skakania mężczyzny żeńską czynnością mielenia ziarna, pochodzić ma późniejsza nazwa wsi: Brukalice. Niektórzy językoznawcy uważają nawet, że forma bruczyć jest bardziej poprawna niż bruszyć, hmm… Różnice wynikają m.in. z wątpliwości wobec zapisu średniowieczną czcionką oraz z wątpliwości dotyczących różnic gwarowych. W śląskiej gwarze brusić znaczy do dziś ostrzyć lub trzeć. Mamy nawet znajomego o nazwisku Brusiłło – ciekawe, czy ma ono związki z brudzeniem…

Żarna obrotowe na rysunku Jana Norblina

Jak brzmiała ta opowieść po łacinie? „Bogwali uxor stabat, ad molam molendo. Cui vir suus idem Bogwalus, compassus dixit: Sine, ut ego etiam molam. Hoc est in polonico: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai.” Opowieść była dość szczegółowa i wyjątkowo ciekawa: “Gdy zaś tam przez pewien czas przemieszkiwał, pojął za żonę córkę jakiegoś kleryka, chłopkę grubą i zupełnie niezdarną. Lecz trzeba wiedzieć, że za owych dni były tu w okolicy młyny wodne ogromnie rzadkie, przeto żona tego Bogwała Czecha stała bardzo często przy żarnach mieląc. Litując się nad nią mąż jej Bogwał mówił: „Sine, ut ego etiam molam” – to jest po polsku: „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj!”. Tak ów Czech na zmianę mełł z żoną i często obracał kamień tak jak żona.”

Kamienne żarna obrotowe (Wikipedia – odnośnik)

Gdyby ktoś dziś w* Dolnym Śląsku wytwarzał chleb z ziarna bruszonego, tj. z mąki z ziarna z lokalnego zboża bruszonego w żarnach obrotowych wykonanych choćby w nowoczesny sposób, ale na wzór tych średniowiecznych, to… mielibyśmy przepiękny produkt do Arki Smaku w randze SlowFood.com – jeden z najbardziej archaicznych wypieków wytwarzany techniką odnotowaną w XIII/XIV wieku, która zalecana była również przez dolnośląskich antropozofów jeszcze w XIX i XX wieku – każda manufaktura (ręczne wytwórstwo) była i jest bardzo cenna. To byłby prawdziwie slowfoodowy chleb, przywołujący dawne praktyki – historia Dolnego Śląska w bochenku. Taki chleb miałby specjalne miejsce na festiwalach slowfoodowych i zasługiwałby za granicą na specjalną cenę. Czy jest gdzieś w* Dolnym Śląsku taki chleb? Warto, aby jego twórcy promowali go poprzez naszą sieć SlowFood.com.

Powyżej natomiast prezentujemy obraz Quido Mánesa, czeskiego malarza, który malował przede wszystkim pewną mniejszość etniczną zachodnich Czech. Specjalizował się w scenkach rodzajowych. Chodowie, których uwieczniał, byli ludem od średniowiecza strzegącym granic czesko-niemieckich. Za tę pracę otrzymywali cenne przywileje. Gdyby ich porównać z polskim terytorium, to podobną funkcję, ale w czasach wojen, pełnili Karaimowie w Wileńszczyźnie. Ci jednak całowali na koniach, podczas gdy Chodowie po prostu… chodzili, stąd ich nazwa. Wyhodowali własną odmianę psa (pies chodzki), który pomagał im w pracy. Mają swoje obrzędowe ciasto: kołacz chodzki. Jeszcze o nich napiszemy.

Kołacz chodzki (Wikipedia: Chodský koláč)