Targowanie na jarmarkach… O tak, zdarza się. Oczywiście często w niedziele, bo „agencje eventowe” (to taka nowa forma animacji), centra handlowe, a także placówki publiczne (np. uczelnie wyższe i urzędy miejskie) lubią organizować jarmarki i festiwale właśnie w niedziele. To taki ludyczny zwyczaj. Zwołują wtedy rolników, by „wystawili swoje produkty lokalne”. Rolnik staje się kwiatkiem do kożucha, bo konsumenci przychodzą pobawić się i nie przynoszą ani gotówki, ani dużych toreb, ani nastawienia na zakupy.
Drogie agencje, drodzy organizatorzy, traktujcie rolników z szacunkiem i dajcie im odpocząć w niedziele. Nie łączcie sprzedaży z zabawą, bo to się kupy nie trzyma. W promocji wydarzeń trzeba przyjąć JEDNĄ KONSEKWENTNĄ strategię i reklamować albo zabawę/edukację, albo zakupy. Jeżeli ktoś łączy te działania, szkodę ponoszą zawsze wystawcy, którzy potem nie pisną słowem, ale… więcej nie przyjadą. Nie piszcie potem do nas z ręką w nocniku, żebyśmy wam pomogli znaleźć takiego lub innego, bo tego nie zrobimy.
Niedziela to jedyny dzień, gdy rolnicy mogą odpocząć, pobyć ze swą rodziną, pomodlić się w kościele (jeśli praktykują) lub po prostu leżeć brzuchem do góry. Teoretycznie – mogą. Praktycznie – nie. W wielu gminach z tego powodu organizuje się Dożynki w soboty, aby rolnicy odpoczęli w niedzielę. Z tego powodu przestaliśmy organizować imprezy slowfoodowe w niedziele. Slow Life to również prawo do odpoczynku – przynajmniej jeden dzień w tygodniu.
Hmmm… Swoją drogą dlaczego rolniczki/rolnicy, wzorem muzeów, nie mają dnia wolnego w poniedziałek…? Ano dlatego, że nie pracują na etacie, a u siebie w gospodarstwie, czyli jak to się ładnie mówi „na własny rachunek”. Jednak na własny rachunek nie organizują sobie sprzedaży bezpośredniej w niedzielę. To inni im to organizują. Drobni rolnicy w Polsce walczą o przetrwanie, więc chcąc nie chcąc jadą z nadzieją na przychody. Potem zwykle jest kolejne, wielkie rozczarowanie.
Fakt, że rolnicy nie pracują na etacie, a „u siebie”, wcale nie znaczy, że mogą sobie robić wolne, kiedy chcą. W praktyce jest tak, że w ogóle WOLNEGO NIE MAJĄ. Jako chyba jedyna grupa zawodowa w Polsce… Mówiąc wprost, zapieprzają non-stop. Gospodarstwo, ziemia, rośliny, zwierzęta, budynki, pojazdy, a także rodzina, społeczność wsi i wszelcy przyjezdni – to wszystko wymaga od rolniczek i rolników stałej dyspozycyjności. Plus goście – w niedzielę oczywiście… Pogoda również, bo ona nie wybiera – od wieków rolnik musi dostosować do pogody. Jeśli pada, zmienia plany. Jeśli świeci, zmienia plany. Jeśli wilgoć, chłód, mróz, susza – zmienia plany. Jednak zawsze w granicach jednego żywota: CODZIENNEJ HARÓWKI.
Rolnicy muszą być na nogach non-stop, od rana do wieczora. Ktoś powie „nie muszą, tak wybrali” – to tylko pół prawdy, bo cen towarów w skupie już sami nie wybrali, a narzucono im je, więc muszą pracować i sprzedawać więcej, by zrekompensować straty spowodowane dumpingiem cen że strony masowych, konwencjonalnych, monokulturowych farm (trudno je nawet nazwać gospodarstwami, bo to rolnicze fabryki). Zmienić życie? Rzucić w cholerę i wyjechać? Wielu tak zrobiło i wielu za to na nich psioczy. Wielu żałuje, cierpi, wraca, ale do czego? Jarmarków w niedziele ibharowki przez pozostałe sześć dni? A potem słyszą „ależ te pani marchewki drogie! i takie małe! w lydlu to ja dostanę dwa razy tańsze i też eko!”. Wiecie, co wtedy chce się zrobić…? (SIC!)
Jeśli rolnicy prowadzą gospodarstwo agroturystyczne lub zagrodę edukacyjną, do czego różne rządy ich stale zachęcają (odejście od działalności rolniczej w stronę pozarolniczej – ot, by było mniej drobnych rolników)- wtedy pracują jeszcze więcej. Te godziny na grafiku 7-20 to tylko przykład, dość rzadki. Zwykle rolnicy zaczynają dzień o g.5/6, a kończą ok.g.21, nieomal padając na twarz ze zmęczenia. Rano od początku.
Czy wiedząc to, nadal chcesz się targować o złotówkę na kilogramie ziemniaków lub dyni…? Oczekujesz rabatu, bo jesteś stałym klientem…? To może właśnie dlatego zapłać więcej rozumiejąc trud pracy rolniczej? Może zamiast targowania daj rolnikowi napiwek…? Tak jak dajesz go w restauracji, która tak naprawdę obejdzie się bez niego bardzo dobrze.
Sęk w tym, że rolnicy napiwków nie przyjmą. Mają swoją rolniczą godność i chcą po prostu sprzedawać swe towary w cenie, którą sami bez straty wyznaczyli, uwzględniwszy swoje wszelkie wydatki. Rolnicy drobni, którzy jeszcze ostali się w Polsce, kochają swoją pracę, ale to bardzo trudna miłość. Chcą po prostu sprzedawać swoje płody rolne i karmić nimi ludzi. Bez targowania. Targowanie jest mile widziane w innych krajach. Byłoby frajdą i w Polsce, gdyby rolników bardziej szanowano i dawano im możliwość zarabiania pieniędzy na sprzedaży nadwyżek swój skromnej produkcji. Wtedy można by się targować. Ot, atrakcja jarmarku. Hmmm…