Oto stosunkowo rzadkie znalezisko gastrolingwistyczne: notatka o społecznym wypieku chleba w Miliczu, w Polsce, niegdyś zamieszkiwanym również przez Niemców, stąd w języku niemieckim, a także w starej gwarze milickiej (po lewej).

W piątek muszę włożyć drewno do pieca, dwa duże, pełne kubły. W sobotę o piątej rano rozpalam ogień w piecu i pali się przez dwie godziny. Potem muszę rozruszać ogień żelaznym hakiem. Następnie piec nagrzewa się przez całą godzinę, po czym wymiata się węgle dużą miotłą. Następnie przynosi się chleb. Każdy przynosi swój chleb, a bochenki muszą odróżniać się od siebie. Chleb musi się piec dwie godziny. Następnie wyjmuje się bochenki i pędzluje się je wodą.

Społeczne piekarnie, a także mleczarnie (serowarnie) lub pralnie, były dawniej częste w miastach i wsiach Dolnego Śląska. Pozwalało to zaoszczędzić wydatki na indywidualne urządzenia ogniowe i inne. Miejsca takie pełniły również funkcje społeczne, były miejscem spotkań i niebezpośrednio zachęcały do zgody i umowy społecznej.