PESTKI. Tym razem pestki winogron po-wolnych, lokalnych, domowych, ogrodowych. A jeśli ze zrównoważonej winnicy, to również cenne. Szkoda wyrzucać.
Niestety najczęściej lądują w śmietniku lub na kompoście. A przecież pełne są oleju, który niektórzy kupują w formie suplementu lub w formie rafinowanego, szkodliwego dla zdrowia tłuszczu. Suszymy więc te pesteczki i mielimy na proch a potem dodajemy do potraw.
Nie robimy tego z pestkami że sklepowych winogron,bo tych lepiej nie kupować. To wysoko chemizowany produkt winogronopodobny.
Przyjęło się – niewiadomo dlaczego – że olej z pestek winogron to dobry olej. Bzdura. To szkodliwy olej, jeśli pochodzi z masowych upraw i rafinerii. Stosowany jest nagminnie przez szefów kuchni i kucharzy masowych, konwencjonalnych restauracji, ale nie w formie bezpośredniej, bo ta byłaby zbyt prosta, zbyt wprost-ze-sklepu. Jest on na tyle neutralny w smaku, że kucharze uznali go za dobry podkład pod smak wiodący. O, zgrozo!
Konsumenci, klienci, smakosze, nie dajcie się nabierać i robić w konia. Kucharze uważający się za wyrafinowanych wrzucają smakowe składniki do tego taniego oleju z winogronowych pestek, a następnie macerują w nim ten wsad przez parę dni. Wsad oddaje smak taniemu, rafinowanemu olejowi.
Wrzucają na przykład świeże liście chemizowanej bazylii i mówią, że to “oliwa bazyliowa”. Wrzucają czosnek i mówią, że to “oliwa czosnkowa”. Wrzucają płatki trufli i mówią, że to “oliwa truflowa”. Wrzucają szczypiorek, rozmaryn, lubczyk i mówią, że to “oliwa szczypiorkowa, rozmarynowa, lubczykowa”. Jest to kolejny przykład bajerów Ania klientów i kradzieży nazw uznawanych dotąd za jednoznaczne, używanie ich na oznaczenie produktów, które tylko przypominają ten oryginalny produkt.
Symulakry i symulacje, nic więcej. To nie jest dobry smak. W oczach konwencjonalnie myślących kucharzy nazwa “oliwa” nobilituje tani olej, więc chętnie jej używają. Dla nich dodanie smakowego składnika czyni z oleju oliwę. O, zgrozo!
Co na to Włosi, Grecy, Hiszpanie wyciskający w pocie czoła najlepszą, manufakturową oliwę, tj. olej z własnych oliwek, którego tradycje są w tych krajach świętością? Lepiej nie pytaj. Szlag ich trafia. To działanie na ich szkodę, a ku zyskom koncernów.
To się nazywa mamienie klienta, delikatnie mówiąc. Niektórzy nasi sympatycy nazywają to ściemą, inni oszustwem, a inni hipokryzją. Jakkolwiek to nazywać, jesteśmy temu przeciwni. Olej to olej. Oliwa to olej z oliwek. Jeśli olej jest uczciwy, czysty, nierafinowany, tłoczony na zimno, to oczywiście można w nim macerować dodatki smakowe, jak te wyżej wymienione, ale trzeba uważać z terminem spożycia, bo okej tłoczony na zimno szybko się utleniają i zaczynają jełczeć. Podobnie zachowuje się prawdziwa, uczciwie tłoczona oliwa.
Zatem smakowa “oliwa” w restauracji, stojąca tygodniami w kuchni i podawana do wyrafinowanych potraw za 40zł/porcja, oznacza najczęściej tylko jedno: tani, nieświeży, rafinowany, wysoko chemizowany, szkodliwy olej z pestek winogron aromatyzowany i “zasmaczany” (slang kucharski) dodatkowym wsadem.
Sprawdzaj tę “oliwę”. Zanim polejesz tą “oliwą” swoją pizzę w restauracji lub bistro, posmakuj tej “oliwy”. W większości pizzerii jest to stary olej z atrakcyjnym i silnym w smaku/zapachu wsadem, np. czosnkiem lub rozmarynem.
W naszej kooperatywie zdobywamy uczciwy olej tłoczony na zimno z lokalnych ziaren (len, konopie, lnianka), nawet z rzepaku bez glifosatu. Dołącz do kooperatywy i zamawiaj razem z nami prywatnie:
slowfooddolnyslask(at)gmail.com