W 1840 roku pewien pan odwiedził “Wratisław, miasto w Śląsku Pruskim, zamieszkanym przez Słowian”…

Ogrodnik (dawniej tzw. kapuściarz) i ziemianie na tle panoramy Wrocławia / grafikę wykonał ok. 1810 r. Fryderyk Bogumił Endler na podstawie rysunku nieznanego autora; akwaforta 104×150 w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu

Nasze badaczki polecają: to świetna książka: “Wieś śląska w 1840 roku. Relacje z podróży naukowej I. I. Sriezniewskiego po Śląsku” autorstwa E. Kucharskiej, A. Nasza i S. Rosponda wydana we Wrocławiu w 1973 roku. Świetna nie tylko z powodu cennych informacji etnograficznych, ale też z powodu metody, którą zastosowano do opisu tzw. zwyczajów ludowych, tj. praktyk ludności wiejskiej analizowanych na tle prężącego się wówczas socjalizmu.

Izmaił Sriezniewski w 1880 roku

Treść tekstów źródłowych z tego okresu, tj. 2. połowy XX wieku, trzeba uważnie filtrować, by od kluczowych informacji – niewątpliwych perełek – oddzielić frakcję plew, czyli propagandy politycznej, która wcale nie jest zbędna, lecz zniekształca smak głównego produktu. Propaganda stanowi również fascynujący przedmiot badań, szczególnie w kontekście dzisiejszych czasów, gdy regionalizm, ludowość, ekologizm i naturalizm stały się znów modnym narzędziem politycznej i ekonomicznej propagandy. Przede wszystkim etnografowie byli wciągnięci w tę propagandę na rzecz szerzenia socjalizmu i mody na “ludowość”, ponieważ umieli pozyskać informacje na drodze wywiadów terenowych. Umieli “rozmawiać z ludem” – przynajmniej tak im się wówczas wydawało.

Moda na ludowość wracała wówczas, za komuny, ze zdwojoną siłą po swoim pierwszym okresie popularności, tj. po XIX wieku. O ile wtedy, pod zaborami, ludowość była narzędziem walki wyzwoleńczej w duchu romantyzmu, o tyle po II wojnie światowej stała się narzędziem pozyskania siły roboczej i rzesz popleczników. W zasadzie… tak samo jest dziś. Ileż to razy słyszy się o wyborach gminnych, w których ukartowane głosy oddają podpici stójkowi spod budki z piwem opłaceni przez kandydata dążącego do wygranej.

Flisacy śląscy – transportowali Odrą drewno od Raciborza do Wrocławia

Tymczasem XIX-wieczny Śląsk został ciekawie opisany przez rosyjskiego badacza. Sriezniewski w swych tekstach używał określenia “w Silezji” (ros. в Силезии), co polscy etnografowie bezrefleksyjnie (mimo przywołania J. Lompy, który pisał: “w Śląsku”) tłumaczyli to ma zwrot “na Śląsku”.

Był to czas, gdy na wiejską ludność zwrócono baczną uwagę. Chodakowski w 1818 r. postulował, że “trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę wieśniaka w różnych odległych stronach…”. “Zniżyć się” wybrzmiewało dwuznaczeniowo: klasowo (badacze pochodzili z miast) i fizycznie (drzwi wiejskich chałup były zwykle dość niskie i wymagały schylenia głowy przy wchodzeniu – zabieg zasługujący na odrębne opisanie).

Rycina z k. XVIII w. przedstawiająca Ślązaków

Izmaił Sriezniewski, którego wrażenia ze Śląska opisano i przedrukowano grażdanką w omawianej tu książce, był wtedy 28-letnim rosyjskim prawnikiem, a potem slawistą, etnografem i językoznawcą. W 1937 r. obronił pracę magisterską i objął stanowisko adjunkta-profesora Uniwersytetu w Charkowie. Dzięki swoim interesującym wykładom rychło stał się lokalnym celebrytą, nie bez zawiści kolegów z alma mater. Szybko napisał doktorat i złożył go w 1939 roku. Praca była tak nowatorska, tak bezprecedensowa, tak niezależna i ponadczasowa, że kłuło to w oczy starą kadrę, więc… odrzucono jego dysertację. Niejeden chciał mu zaszkodzić, ale bez skutku, bo miał już wtedy zaklepaną posadę w rosyjskim ministerstwie edukacji narodowej, czyli wyjazd na Słowiańszczyznę. Spakował manatki i pojechał w tym samym roku. Zaczął od Ukrainy, a w 1840 dotarł do Śląska. Po skończeniu objazdu wrócił do Charkowa i… objął nową katedrę slawistyki.

Izmaił Sriezniewski w 1854 roku

Efektem podróży Sriezniewskiego jest ponad 100 stron rękopisu ze szkicami (w tym listy, m.in. do matki) oraz zapisy pieśni m.in. “w narzeczu polsko-śląskim” (cyt.). Rozmawiał z ludnością polską i starał się zaprzeczyć szerzonej wówczas przez Niemców tezie o całkowitym rzekomo zniemczeniu Śląska. Było mu wstyd, że jako Rosjanin nie mówi po polsku.

O ówczesnej germanizacji Śląska i Wielkopolski Sriezniewski pisał m.in. tak:
Po polsku słychać, ale i po niemiecku mówią dużo, nawet prosty lud rozumieć zaczyna. Polacy tutaj chwalą się, że korzystają z dużych swobód, a stopniową germanizację ludu widzą nieliczni.” – przypomnijmy: 1840 rok. W tym kontekście zarzuty stawiane Śląskowi, w tym Dolnemu, o jego rzekomej całkowitej germanizacji w tamtych czasach mają kruche podstawy. Administracyjnie Śląsk był częścią Prus, ale kulturowo, językowo – nadal był częścią Polski.

W liście do matki z Wrocławia badacz pisał: “jestem w Wratisławiu w Prusach, prawie na granicy Polski, a przynajmniej na ziemi Polaków“. We Wrocławiu opiekował się nim J. W. Purkynê, czeski uczony, ale Sriezniewski spotkał się też z innym rosyjskim badaczem, Swirydowem, z którym poszli “na kolację do Weissgartenu”. Wspominał, że w mieście po ścianach pnie się dużo winorośli…

Strój śląski w XVIII wieku

W Strzelcach Opolskich badacz spędził noc “na słomie, na podwórzu, obok krowy” (cyt.), a wcześniej zjadł kolację: mleko i chleb z solą. Na śniadanie: woda, mleko, śmietanka i kawałek chleba. Urocze, ale i nieco naiwne są jego antropologiczne opisy fizjonomii Ślązaków, ale też pisał o sobie, jako darmozjadzie zajmującym czas chłopom zajętym pracami polowymi. Unikał jednak wszelkich uczt, aby nie być zmuszonym do picia “niemieckiej, wstrętnej, cuchnącej, kartoflanej wódki” (cyt.). Wierny swojej romantycznej wizji folkloru namiętnie zapisywał pieśni uznając je za dowód zachowanej polskości i słowiańskości Śląska, a miłość polskich Ślązaków do pieśni porównywał z zamiłowaniem do śpiewu Rosjan. Ubolewał, że nie mógł tu zostać dłużej.

A…. na zdjęciu poniżej: brukselka – ponoć też świetna! Taka dobra, że nie trzeba do niej nic poza pełną, bardzo miałką solą, olejem lnianym na zimno tłoczonym oraz porcją Pinot Noir. Znakomity zestaw!

Dziękujemy naszym badaczkom za przygotowanie materiału:

Anna Rumińska, antropolog kultury i jedzenia, etnografka, architekt

Monika Frania, asystentka, studentka slawistyki

Brukselka z olejem lnianym i pełną solą

c.d.n.