W miastach dolnośląskich znajdziecie wiele przepięknych podcieni i arkad. Miasta mają z nimi pewien kłopot, który nazywam kłopotem oswojenia. Arkady są niestety puste, zaniedbane, obwieszone złej jakości reklamami, często brudne i stylistycznie niespójne, mimo że przestrzennie stanowią jednorodny organizm. Są też przestrzenią aspołeczną, nie służącą nikomu w sposób kreatywny. A przecież mogłyby być codziennym miejscem spotkań, jak w przeszłości. Mogłyby być miejscem konsumpcji doskonałego, lokalnego jedzenia, jak kiedyś. Mogłyby być regularnym miejscem uczciwego handlu spożywczego, jak dawniej.
Znamienny jest wizerunek podcieni w artykule definicyjnym tego hasła w polskiej Wikipedii. Można z nich wywnioskować, że są one pozbawione życia, wdzięku, surowe, aspołeczne. Ktoś powie „przecież to kolegium jezuickie” – to prawda, lecz identycznie wyglądają podcienia wokół dolnośląskich rynków. Gdyby miasta kwitły oswojonymi podcieniami, hasło w Wikipedii miałoby też inną ilustrację. Podcienia arkadowe w budynku dawnego kolegium jezuickiego w Kłodzku są pięknym przykładem.
To pewnego rodzaju znamię polskich i dolnośląskich arkad i podcieni, z którymi zarządcy mają poważny problem, o czym często nawet nie wiedzą. Aby przekonać się, jak może żyć uliczna arkada podcieniowa, wystarczy pojechać do Bolonii, Ferrary czy Modeny. Tutaj arkady traktuje się, jako reklamę umiejscowionych przy nich lokali. Wystawia się siedziska i organizuje ogródki gastronomiczne, co w dolnośląskich miastach należy do rzadkości.[1] Dopiero oswajamy się z metodami oswajania arkad – masło maślane, ale oddaje specyfikę „kłopotu oswojenia”.
We Włoszech pełnych słońca, a także w innych krajach o ciepłym klimacie, spędzanie czasu w przestrzeni publicznej (w przypadku arkad – czasami półpublicznej) należy do normy społecznej: zamiast siedzieć w domu, wychodzi się do kawiarenki w przyziemiu własnej kamienicy. Jednocześnie oswaja się arkady w dwojaki sposób – regularnym sprzątaniem (służy to także dozorowi) oraz nieformalnym lub prywatnym użytkowaniem, obojętne czy komercyjnym, czy nie[2], m.in. poprzez wynoszenie prywatnych foteli, stawianie okazjonalnych regałów, ozdób czy krzeseł (np. dla potrzeb małego wykładu pod arkadami). Wiele tych praktyk nie wiąże się z procedurami uzyskania zezwolenia.
Określenie „arkada” funkcjonuje też na oznaczenie podcienionej przestrzeni zamkniętej łukiem. Poszczególne przykłady różnią się też formą sufitu, które w przypadku arkad często jest sklepiony, a w zwykłych podcieniach – płaski (jak np. w Arkadach KDM[3] lub kompleksie biurowym Grunwaldzki Center – obydwa we Wrocławiu). Różne są interpretacje i definicje tych elementów, szczególnie w języku potocznym, który dla antropologa kultury i architektury zawsze jest ważny i pogłębia opis gęsty konkretnego tekstu kultury. Arkady i podcienia na pewno takowym tekstem są. Wiele mówią o specyfice określonego okresu w historii budynków mieszczańskich lub gmachów reprezentacyjnych.
W środowiskach architektury i historii sztuki przyjęło się uznawać arkady i podcienia za domenę miast, ale również element charakterystyczny budowli monumentalnych, np. pałaców i kościołów, które powstawały także na obszarach wiejskich. Znane są też przykłady takiej architektury w budownictwie ludowym – przykładem są górnołużyckie domy przysłupowe, w których występuje element płytkiej arkady (łuku), jednak nie jest to podcień, gdyż arkada (a czasem prosta belka) wsparta na słupach służyła innym celom, niż zacienienie, a mianowicie oddzieleniu drgań części parterowej (powodowanych pracą warsztatów) od konstrukcji części mieszkalnej na piętrach. Podcień, jako strefa zacieniona, pośrednia między wnętrzem i zewnętrzem, występuje też w gankach wiejskich dworków oraz prostszych wiejskich domów.
Dla zróżnicowania ww. elementów architektonicznych oraz ich lokalizacji stosuje się w literaturze odmienną nomenklaturę. W dworach dolnośląskich mamy więc portyk (np. pałac w Maciejowcu), w dworkach i w prostych chatach – ganek (np. dom w Kopańcu), w domach przysłupowych przysłup (np. budynek w Zgorzelcu). Arkady mamy natomiast w Jeleniej Górze, Lwówku Śląskim i Lubomierzu, a podcienia z płaskim stropem – we Wrocławiu (mimo że tutaj nazywa się je zwyczajowo Arkadami KDM). Niejeden historyk sztuki oburzy się na tę roboczą klasyfikację, ale podkreślam – antropologia architektury ujęta w metodologii antropologii interpretatywnej, a szczególnie opisu gęstego, ma prawo rządzić się innymi prawami definicyjnymi. Pojęcie „arkada” jest w tym kontekście tak samo ksenogamiczne (elastyczne) jak pojęcie sztuki, przestrzeni czy kultury. Architekt Janusz Pudełko opisuje, że według niemieckich badaczy podcienia mają genezę nawet przedlokacyjną, tj. są zapożyczone z budownictwa słowiańskiego.[4]
Można roboczo przyjąć, że każda arkada tworzy podcień, ale nie każdy podcień posiada arkadę. Charakterystyczną cechą arkady jest łuk – np. część koła lub ostrołuk, jak w arkadach przedwojennego Strzegomia i Jawora, o czym pisze Radosław Gliński.[5] W drugim przypadku badacze podkreślają różnicę w powstaniu kamienicy (XVI w.) i podcienia (XVII w.). Arkada świadczyła o wyższym statusie budowli, najczęściej wiązała się ze sklepieniem pomieszczeń przyziemia, co według Glińskiego podkreślało reprezentacyjny charakter sieni. W literaturze z zakresu historii architektury pojawia się też określenie „arkadowe podcienia”, co podkreśla łukowate zwieńczenie nadproża podcienia. Arkada – według Bogusława Porzuczka – to łuk wsparty na dwóch podporach.[6]
Opisuję tu jedynie wybrane arkady zlokalizowane na miejskich rynkach (jako te, które powinny stać się wizytówkami miast, a w tym celu powinny być stosownie zarządzane). Arkady te tworzą podcienia, które w sposób zamierzony wydzielają przestrzeń tranzytową, tj. strefę między wnętrzem i zewnętrzem. Moja teza o kłopocie zagospodarowania (antropologicznie mówiąc: oswojenia) arkad i podcieni jest oparta właśnie na tej antropologicznej opozycji, która wyznacza tu terytorium liminalne, przejściowe, mediacyjne – w tym kontekście ambiwalentne, tj. jednocześnie obce i swojskie.
O kłopocie oswojenia dolnośląskich arkad i podcieni świadczy ich słaba kondycja oraz tryb zarządzania przestrzenią nimi ograniczoną: kłopotem jest, że w praktyce ani prywatną, ani publiczną, dlatego najbardziej zaniedbaną. W obrysie budynku jest to nadal terytorium kamienicy, zatem teren pod zarządem lub prywatny. Powierzchnia posadzki pod arkadą lub podcieniem jest więc opłacana przez zarządcę. Jednak w przestrzeni realnej jest to teren publiczny, ponieważ magistraty miast nakazują zarządcom kamienic pozostawienie publicznego, tj. w pełni otwartego przejścia dla przechodniów. Na tym właśnie zasadza się podstawowy konflikt między powierzchnią a przestrzenią, którego twardym rezultatem jest brak strategii zarządzania arkadami i podcieniami w dolnośląskich miastach.
Oswajanie dolnośląskich arkad i podcieni może przebiegać na modłę: 1) niemiecką, 2) niderlandzką lub 3) włoską, ponieważ takie mamy najczęściej wzorce architektoniczne. Przyczyna budowania podcieni i arkad jest jednak odmienna w tych krajach i na Śląsku, a zasadza się na warunkach pogodowych. W krajach śródziemnomorskich podcienia chronią przed słońcem, a w krajach północnych (w tym i na Śląsku) – głównie przed deszczem. Powyższe trzy przykładowe strategie aranżacyjne różnią się doborem roślin, oświetlenia, akcesoriów, mebli miejskich i stylem – o ten jest zawsze najtrudniej, aby był czytelny i nieprzerysowany. Jest jeszcze jedna strategia: powojenna, tj. socrealistyczna lub późnomodernistyczna, zwana też peerelowską, o której trzeba pamiętać i również włączać ją w wachlarz możliwości aranżacyjnych, choćby z powodu częstej na Dolnym Śląsku zabudowy powojennej oraz rosnącej wartości wzornictwa i stylu architektonicznego tamtych lat.
W XXI w. miasta naszego regionu powinny już jednak wypracować własną strategię stylistyczną arkad, charakterystyczną dla swej miejscowości i spójną z jej historią, szczególnie historią osadnictwa i zabudowy, ponieważ w dobrym tonie jest kontynuowanie dorobku poprzednich pokoleń, zamiast odwracania się plecami do przeszłości choćby z powodów nacjonalistycznych. W tym pomaga antropologia rzeczy, która m.in. koncentruje się na narracji obiektów materialnych przypisanych człowiekowi. Architektura, jako dziedzina, jest często obciążana narracjami negatywnymi, warto więc zrealizować pogłębione antropologiczne badania jakościowe przestrzeni wśród jej użytkowników (mieszkańców miasta), aby również ukryte narracje doszły do głosu. W gruncie rzeczy przytoczone na początku tego akapitu trzy strategie niewiele różnią się między sobą pod względem administracyjnego trybu zarządzania i, co najważniejsze, egzekwowania prawa lokalnego.
DOGLĄDANIE
Sedno sprawy to doglądanie – ciągły nadzór przestrzeni z życzliwym nastawieniem do jej użytkowników. Nie powinien to być dozór ani nadzór sensu stricto, jaki oferują firmy ochroniarskie lub monitoring przemysłowy. W tak doglądanej przestrzeni użytkownicy czują się źle i prędzej czy później będzie ona opustoszała, a co za tym idzie, zaniedbana, nieoswojona, wroga, obca, niebezpieczna – zaśmiecona i nieatrakcyjna zmysłowo, np. wizualnie, zapachowo i dotykowo. Doglądanie jest więc kluczowym warunkiem dobrze funkcjonujących arkad i podcieni.
OBOWIĄZKI
Drugim warunkiem jest ustalenie obowiązków użytkowników (najemców, nie przechodniów), czyli przede wszystkim reguł bezpieczeństwa i porządku publicznego. Kłopot tkwi w liczebności owych użytkowników; kamienice zlokalizowane wokół dolnośląskich rynków o genezie średniowiecznej mają zwykle dość wąskie trakty, co oznacza średnio dziesięciu różnych użytkowników w linii jednej pierzei rynkowej. Jeśli arkady otaczają rynek w całości (jak np. w Jeleniej Górze), użytkowników jest czterdziestu, zakładając, że każdy lokal ma innego najemcę lub właściciela. Wniosek prosty: zarządzanie arkadami winno być regulowane we współpracy ze wszystkimi użytkownikami, np. w oparciu o przygotowany odgórnie projekt aranżacji poddany konsultacjom grupy zainteresowanych w celu wypracowania konsensusu.
OPŁATY
Trzecim warunkiem oswojenia arkad i podcieni jest tabela opłat za wynajęcie chodnika, ponieważ zwykle jest on obowiązkowo udostępniany do użytku publicznego bez ograniczeń.
OKAZJE W SEZONIE
Czwartym warunkiem jest uwzględnienie wydarzeń sezonowych i okazjonalnych, a także opracowanie scenariusza możliwych wydarzeń nieplanowanych – polega to na „planowaniu niezaplanowanego”, paradoksalne to działanie, ale niezbędne i bardzo przydatne. Pomaga w tym ankieta społeczna i konsultacje z internautami.
SPONATNICZNOŚĆ
Piątym warunkiem jest otwarcie przestrzeni na drobne aranżacje spontaniczne, np. przybycie niezaplanowanego muzykanta czy sprzedawcy kapci lub róż. Ewentualne problemy z tym związane nie mogą jednak stanowić hamulca aranżacji spontanicznych. Nie można opierać zarządzania otwartą przestrzenią publiczną (a taką w sensie antropologiczno-przestrzennym jest arkada i podcień) na zakazach i nakazach, które znamy z okresu komuny. W dobie demokracji i mobilności ludzi należy wykazać się stale kontrolowaną odwagą otwarcia na spontaniczność mieszkańców i przybyszów, tj. przechodniów. Żadna arkada nie będzie dobrze funkcjonować, jeśli wprowadzi się w niej np. zakaz ustawiania mebli (choćby taboretu) lub zakaz śpiewu i grania muzyki bez uzyskania stosownych zezwoleń opartych na wielotygodniowej procedurze administracyjnej. Aktywizacja przestrzeni publicznej nie służy bowiem wyłącznie jej autorowi, tzn. że przykładowy bukinista wystawiający pod arkadą książki nie może być traktowany jako podmiot stricte komercyjny, ale również jako aktywizator przestrzeni publicznej.
Z ową aktywizacją wiążą się same korzyści: więcej ludzi chodzi pieszo (a to służy zdrowiu, szczególnie seniorów), wzrastają przychody lokali usługowych, gastronomicznych i handlowych oraz pojawia się bezpłatny dozór społeczny, w wyniku czego spada poziom wandalizmu. Warunkiem najważniejszym – poza owymi formalnymi ustaleniami – jest DOGLĄDANIE, czyli permanentna i regularna obecność przedstawicieli zarządcy oraz jego ŻYCZLIWY stosunek do przechodniów. W tej koncepcji oswajania nie należy zapominać o wliczonym ryzyku zniszczeń. Nie istnieje żaden materialny tekst kultury – budynek, sklep, lokal, rzeźba itp. – który nie ulega zniszczeniom. Tak jak w księgarni i drogerii wlicza się w koszty funkcjonowania lokalu straty poniesione na darmowych testerach prasy lub kosmetyków, tak samo w przypadku przestrzeni publicznej w budżet inwestycji należy wliczyć straty wynikające z celowych zniszczeń ze strony przechodniów, np. nieplanowanego graffiti, stłuczeń, plam, punktowych zniszczeń, kradzieży itd.
Z oswajaniem arkad ściśle wiąże się kategoria handlu obwoźnego zwanego też okrężnym lub obnośnym, w zależności od nazewnictwa w danej gminie lub tekstach sądowych. Ten typ handlu, w odróżnieniu od stacjonarnego, regulowany jest przepisami opracowanymi przez samorządy. Handel tego typu stanowi sedno arkad i podcieni w miastach historycznego Śląska. Podcienia wiązały się nie tylko z oczywistą sprzedażą towarów, ale też z wysunięciem piwnic pod płytę średniowiecznego rynku, co stwarzało możliwość oparcia słupów arkad lub podcieni na zewnętrznych ścianach piwnic. Niektóre podcienia zniknęły w późniejszym czasie, gdy np. poszerzano ulice, ale piwnice kamienic nadal mają pogłębione obrysy, o czym wspomina Radosław Gliński podając przykłady Kamiennej Góry, Radkowa, Ząbkowic Śląskich i Dzierżoniowa. Autor opisuje piwnice miast śląskich w kontekście obecności podcieni przytaczając opracowania Rudolfa Steina, w których niemiecki autor dzieli śląskie miasta na te z podcieniami i bez nich. Gliński wspomina też, że do obecnych czasów nie przetrwały na Śląsku żadne podcienia zbudowane w średniowieczu.
Warto też wspomnieć o rynkach, które nie miały tak wielu arkad, jak Jelenia Góra, a zacienione przedpole stworzono tam inaczej. Do takich miast należy np. Wrocław, Lwówek Śląski, Milicz, Wleń czy Świdnica. Z jednej strony jest to pewien brak, z drugiej dowód innej organizacji handlu i usług. Otóż w miastach tych, wobec braku licznych głębokich arkad, stosowano markizy zacieniające przedpole przyziemia i tworzące strefę przejściową, czy to w celu handlowym, czy usługowym, jak współcześnie. Dawniej pod markizami lokowano stragany z towarami. Obecnie znajdują się tu głównie ogródki gastronomiczne zajmujące najczęściej gładkie płyty chodników i spychające pieszych na wyłożone kostką pasy jezdni rynku.
Problem chodników zajętych przez ogródki gastronomiczne wzdłuż pierzei doskwiera pieszym we Wrocławiu, gdzie na wymianę nawierzchni jezdni rynku z nierównej kostki na gładsze kamienne płyty wydano niedawno kilka milionów złotych, tylko po to, aby pozostawić ogródki na chodnikach, a pieszych zadowolić ruchem po jezdni. Trzeba podkreślić, że mimo funkcjonującej tu tzw. strefy zamieszkania, nadal obowiązuje podział typowego pasa drogowego, tj. na chodnik i jezdnię, więc pas jezdni służy przede wszystkim pojazdom dostawczym i awaryjnym. Ruch rowerowy jest tu zabroniony.
Dla kontrastu warto wspomnieć o Krakowie, gdzie nie stosuje się markiz, a ogródki gastronomiczne są odsunięte od fasad i ukryte pod parasolami. Mimo podobnych rozmiarów płyty rynku przestrzeń ruchu pieszego jest większa na krakowskim niż na wrocławskim z powodu mniejszej powierzchni zabudowy bloku śródrynkowego (Sukiennic).[7] Lwówek Śląski posiada natomiast szczątkowe arkady w Ratuszu – podcienia zlikwidowano tam w 1519 roku na fali przenoszenia handlu z tych stref do sieni lub na targi. Podcienia w Gryfowie Śląskim istniały jeszcze w 1850 r., o czym pisze Janusz Pudełko, postulując w 1963 roku ich przywrócenie…[8]
Artykuł stanowi rozwinięcie artykułu pierwotnie opublikowanego na:
[4] J. Pudełko, Czy warto przywrócić podcienia wokół rynku w Gryfowie Śląskim, w: „Ochrona Zabytków”, nr 16/4(63), s. 17-27.
[5] R. Gliński, Średniowieczny i wczesnonowożytny dom mieszczański w małym i średniej wielkości mieście śląskim – zarys problematyki badawczej, w: „Quart”, nr 4(30)/2013, s. 3.
[6] B. Porzuczek, Mini przewodnik po stylach architektonicznych. Słownik pojęć i zarys historii architektury, Wadowice 2008.