Czy molierowski Świętoszek konsumował zbyt dużo chleba kiepskiej jakości…? Kto wie, jest to całkiem możliwe. R. Dubos zachęcał kiedyś, aby badać uzależnienia fizyczne zjawiska nadmiernej świątobliwości, związki między odżywianiem a zachowaniami religijnymi, mistycyzmem, a nawet dewocją, bigoterią. Zauważono bowiem, że takie skłonności, w dodatku silnie rozwinięte, towarzyszą np. padaczce i wielu innym chorobom.

Współcześnie mówi się o chorobach żywieniowo zależnych i należy do nich także miażdżyca. Osoby z przewlekle szwankującym układem krążenia mogą wykazywać postawy dewocyjne, są też nieempatyczne (potocznie: wredne) – te relacje bada m.in. psychiatria.

Chleb żytni / fot. Anna Rumińska Archiwum Slow Food Dolny Śląsk

Postulat badań Dubos argumentował też faktem, że odżywianie się dużą ilością wypieków lub innych produktów z ziarna porażonego sporyszem (grzybem traw wiechlinowatych) powoduje zatrucie, a w rezultacie powstawanie złożonych i intensywnych wizji – podobnie, jak w przypadku grzybów zw. halucynogennymi, a także innych roślin zawierających substancje psychoaktywne, np. pejotla. Badał je intensywnie Witkacy – zażywając rozmaite środki narkotyczne obserwował później swoje wizje, które przenosił na płótno malarskie.

Związki między składem chemicznym roślin (pożywienia) a kulturą są bardzo silne. To, co jemy, wpływa na nasze psychikę i zachowania i najczęściej nie zdajemy sobie z tego zupełnie sprawy. Zatrucie sporyszem, to nic innego, jak przyjęcie nadmiernej ilości substancji psychoaktywnej. Mistycyzm jest w tym kontekście więc charakterystyczny dla społeczeństw funkcjonujących na niższym poziomie technologicznym rolnictwa i przetwórstwa zbóż, ponieważ intensywne rolnicze zabiegi chemiczne mają wyeliminować m.in. sporysz – uciążliwą chorobę zbóż.

Chleb żytni / fot. Anna Rumińska Archiwum Slow Food Dolny Śląsk

Mistycyzm lub skłonność do dewocji jawią się jako stany chorobowe i w XXI w. zostały w dużej części zastąpione przez inne choroby, np. alergie i nietolerancje lub albo liczne choroby mózgu (np. depresja), za które w ogromnym stopniu oskarżane są chemikalia dodawane do żywności. Nie ma zatem “zdrowej żywności” – zdrowej w sensie fizycznym i psychicznym. Wszystko, co wkładamy do ust, może mieć zarówno negatywny, jak i pozytywny wpływ na kondycję naszego ciała i psychiki. Zwolennicy ciężkiej chemii (herbicydów, pestycydów, mykocydów itp.) twierdzą, że rolnictwo pozbawione syntetycznych chemikaliów jest pełne grzybów, bakterii, wirusów – w ten sposób bronią m.in. desykacji, oprysku zbóż herbicydem zawierającym glifosat, który pozostaje potem w pożywieniu. Zapominają jednak o dobrej chemii, a więc chemii naturalnej, np. repellentach, gatunkach  odstraszających pasożyty bez konieczności stosowania ciężkiej chemii, a także o opryskach ziołowymi preparatami, jak choćby ziołową gnojowicą. Klient poniekąd sam decyduje, czy woli kupić pszenicę spod herbicydowych, czy spod ziołowych oprysków. Sam też decyduje o swoim zdrowiu fizycznym i… psychicznym.

Warto więc nie tylko skupiać się na zdrowotności jedzenia w momencie jego zakupu. Warto też analizować inne ogniwa łańcucha pożywienia, pamiętać o innych aspektach żywności i jej opakowań, np. sposobie wytworzenia oraz jej pochodzeniu, o energii, która jej towarzyszy jej powstawaniu. Warto zadać sobie pytanie, jaki skutek wywiera na środowisko jej produkcja, handel, transport, konsumpcja i wyrzucenie. Na końcu warto skupić się na tym, co nas w pożywieniu wita: na Smaku. Tak, dopiero na końcu, ponieważ wszystkie ww. refleksje winny towarzyszyć pozyskaniu jedzenia – zakupowi lub wytworzeniu, a Smak w sensie fizjologicznym pojawia się dopiero w momencie konsumpcji – stwierdzamy: “smaczne” albo “niedobre”. Wszystkie poprzednie ogniwa łańcucha żywieniowego są zbudowane jedynie na pamięci lub wyobrażeniu Smaku, który ma szansę zaistnieć dużo później. Smak jest niedosięgłym celem tych wszystkich czynności, jakie wykonują dziesiątki ludzi, aby ktoś mógł zjeść ze swojej miseczki.

Opracowanie: Anna Rumińska, Monika Frania, Krystian Paszek