Jutro koncert w Siedlęcinie. Będzie muzyka, nie będzie jedzenia. Bierzemy więc własną wałówkę i kilka upominków jedzeniowych dla tamtejszych SFojaków. W październiku będzie tu kolejna edycja Kramów Siedlęcińskich z jedzeniem i rękodziełem. Natomiast już 30 sierpnia w pobliżu, tj. w Kopańcu (bardziej na południe), jedziemy na kolejną edycję jarmarku żywnościowo-rękodzielniczego Perski Izerski. Nie tylko o jedzenie tu chodzi, ale i o kulturę.

Pojawia się więc kwestia DOJAZDU. Ano tak, żywność i dojazd – dwa ważne wątki… Kultura i dojazd – równie ważne wątki. Dostęp do wydarzeń kulturalnych realizowanych w większych miastach dla mieszkańców z małych miejscowości nieporuszających się samochodami jest praktycznie utopią. Kultura dzieje się często w weekendy (podobnie jak “eventy żywnościowe”), najczęściej w niedziele (np. Dożynki), a to właśnie wtedy nie hula zbiorowa komunikacja publiczna. Dożynki są świetnym przykładem – są to wydarzenia stricte punktowe, wioskowe, mimo że mieszkańcy prezentują tam lokalne wyroby i zawsze zapraszają przyjezdnych, ale – w praktyce – tylko tych jeżdżących samochodami. Gdyby tak autokary i minibusy jeździły po regionie tak często, jak dawniej – wyobrażacie sobie ten ruch między wioskami? Kapitalne! 🙂

Napiszemy o kulturze szerzej innym razem, bo nasze działania zasadzają się na tzw. kuli-kulturze, czyli kulturze kulinarnej. Być może o tym nie wiecie, ale EUROPEJSKA STOLICA KULTURY Wrocław 2016 ma w swoim programie “kursy kulturalne” po regionie. W instytucji tej powołano dział zajmujący się realizacją programowych wydarzeń w całym województwie. Jak sami wiecie, kultura i jedzenie bez siebie nie istnieją. Tym ważniejszy jest temat dojazdów. Zgłosiliśmy w ESK Wrocław 2016 potrzebę otwarcia w 2016 r. (przynajmniej!) linii dojazdowych komunikacji publicznej zbiorowej, ale otrzymaliśmy informację, że będzie to trudne do realizacji. Zgodnie uznano tę kwestię za ważną, ale trudną, bo zależną od prywatnych przedsiębiorców i woli samorządów. Tak, na poziomie regionalnego zarządzania jest to trudne i prawie niewykonalne, ale to właśnie stolica regionu powinna o tym mówić, do tego zachęcać i to promować. Wtedy lokalne podmioty podejmą inicjatywę, szczególnie, gdy trafią na pozytywny odzew mieszkańców.

Wróćmy jednak do jedzenia… Nie wszyscy poruszają się po świecie własnymi autami. I bardzo dobrze. Oby więcej ludzi korzystało z komunikacji publicznej, rowerów i własnych nóg (jeśli zdrowe). Oby więcej ludzi korzystało ze wspólnych dojazdów. Jaki to ma związek z jedzeniem? Ano ma i to ścisły. Powinniśmy się uczyć na doświadczeniach USA z lat 50., kiedy to rząd postawił tam na rozwój motoryzacji. W tym duchu powstawać zaczęły ogromne centra handlowe zwane tam “shopping mall” (w skrócie “mall” – czyt. mol). Chodziło o to, aby sklepy były na tyle daleko od domów, aby mieszkańcy=klienci MUSIELI do nich jechać autem, a jeśli go nie mają – musieli je kupić. Nie budowano w tych strefach chodników i cały ruch kliencki był oparty na ruchu samochodowym.

Po tamtych fatalnych w skutkach decyzjach Amerykanie mają teraz w spadku olbrzymie węzły komunikacyjne, olbrzymie miasta-konsumpcji-pod-dachem pozbawione okien i zegarów (ww. “shopping malls”), olbrzymie połacie monokulturowych upraw, olbrzymie porcje wysokoprzetworzonej tłustej, słonej i słodkiej pseudożywności (cel: wprowadzić konsumenta w uzależnienie) oraz… olbrzymie problemy z otyłością. Warto więc pozostawić auto w spokoju (albo go nawet nie kupować) i rozpracować system komunikacji publicznej. Owszem, jest to trudne, samorządy nie zachęcają.

Nasze zmagania z dojazdami np. do Siedlęcina lub Kopańca są przykładem, że trzeba się mocno uprzeć, aby nie korzystać z auta, a po prostu bazować na transporcie publicznym. Jest to mozolne, ale każdy ma swoje priorytety, wiecie 😉 W samym Siedlęcinie jest na przykład 6 różnych przystanków, z których o różnych porach odjeżdżają autobusy do Jeleniej Góry. Jest to bowiem bardzo rozwleczona wieś. Odległość od granic Jeleniej Góry jest niewielka – jakies 5 km. Prowadzi tu piękna trasa rowerowa, ale co z tego? Aby dojechać do Jelonki własnym rowerem np. z Wrocławia, trzeba go przewieźć w pociągu. Niestety Kolej Dolnośląska ma zaledwie kilka miejsc na rowery w swych wagonach – nigdy nie masz pewności, czy twój pojazd się akurat zmieści. Odejdziesz z kwitkiem i pojedziesz późniejszym? Bez sensu. Pozostaje więc wypożyczalnia rowerów w mieście docelowym albo komunikacja publiczna, zbiorowa i indywidualna – to oznacza konieczność dokładnego rozpracowania lokalnych rozkładów jazdy wehikułów wszelakich.

Wiedza ww. rozkładzie jazdy autobusów tzw. PKS jest wiedzą magiczną 🙂 Posiedli ją tylko mieszkańcy i części goście. Należymy do tych drugich, więc rozpracowaliśmy komunikację publiczną Jeleniej Góry, która łączy ją z pobliskimi wioskami, do których naprawdę WARTO przyjeżdżać. Mieszkańcy znają to doskonale, więc zweryfikują. W tym miejscu wracamy bowiem do tematu zakupów i samochodów. Mieszkańcy używają transportu publicznego na co dzień m.in. w celu robienia zakupów. Niestety nie jest to częste, bo zakupy robi się głównie w XXI-wiecznej europejskiej (by nie powiedzieć unijnej) wersji “shopping malls”, która polega na ich skurczeniu i rozrzuceniu po mieście – stąd mniejsze centra handlowe (np. kilka w stosunkowo małym mieście) oraz sieć jeszcze mniejszych sklepików z tą samą pseudożywnością niskiej jakości, w których CZASAMI pojawia się lepszy produkt.

Wszystko to oparte jest najczęściej na samochodach. Tylko niektóre gminy (i nieliczni prezydenci/burmistrzowie +wójtowie/sołtysi) zdają sobie sprawę z ww. tragicznych skutkach tej bezmyślnej strategii i ograniczają powstawanie centrów handlowych promując małe sklepy. To jest pierwszy krok do sukcesu. Drugi, to zadbać, aby w tych małych sklepach sprzedawano dobrą żywność – to też robota dla gminy, urzędników, którzy powinni wydać fundusze publiczne (gminne i zewnętrzne!) na kampanie medialne promujące czystą, niskoprzetworzoną żywność produkowaną SEZONOWO i W REGIONIE, w promieniu najlepiej 20-30 km od miejsca zbytu. Ten promień zwiększa się niestety w XXI w. w sposób dramatycznie szybki. Importujemy produkty z Azji i Ameryki, zamiast stawiać na lokalne wytwórstwo.

Przez tę sprytną taktykę masowych handlowców sieciowych mieszkańcy są stale kuszeni byle jakimi produktami i “wygodnymi parkingami”. Sygnał: “przyjedź autem, kup dużo dużo dużo!” – a my dodamy: “nieważne, że część z tego potem wyrzucisz, nieważne, że 99% tego, co kupisz, spowoduje, że będziesz bardziej chorować, nieważne, że zaszkodzisz środowisku i lokalnej przedsiębiorczości, nieważne, że…” – itd.. Zakupy robią więc raz w tygodniu z intensywnym wykorzystaniem auta. Tylko część mieszkańców robi zakupy w małych, osiedlowych sklepikach, ale… to wcale nie ratuje ich przed spożywaniem wysokoprzetworzonego “jedzenia”, ww. otyłością lub innymi chorobami, a także przed nieznajomością prawdziwego SMAKU żywności lokalnej i sezonowej. Przykładowo, smak chleba zmienił się wciągu 50 lat niemożebnie. Wielu konsumentów po prostu NIE WIE, jak smakuje prawdziwy, rzetelny CHLEB. Wydaje im się, że to, co jedzą, jest właśnie chlebem, podczas gdy spożywają waciany produkt naszpikowany szkodliwą chemią. Dostęp do produktów uczciwych i lokalnych jest dla nich wciąż trudny i ograniczony. Wytwórcy dobrej żywności z regionu (których jest wielu!) przyjęli więc z konieczności taktykę występowania na jarmarkach i targach okazjonalnych, festynach, festiwalach i innych tzw. “eventach” – tylko nielicznym udaje się przebić przez barierę masowego produktu i sprzedawać swoje czyste produkty w sieciowych sklepach, gdzie leżą na półkach “zdrowa żywność”, do której wciąż niewielu zagląda.Na szczęście coraz więcej konsumentów interesuje się tym działem…

Na jarmarkach zatem potencjalni klienci mogą kupić te dobre, uczciwe, lokalne, czyste, sezonowe i niskoprzetworzone produkty, ale 1) rzadko mogą do nich dojechać, bo autobusy rzadko jeżdżą w niedziele, gdy odbywają się niektóre bazary, 2) w porównaniu do cen ww. sieciówek wypadają bardzo drogo. Cóż się dziwić? Jeśli ktoś jest na co dzień przyzwyczajony do tego, że płyn melkopodobny kosztuje 1,50, to mleko za 5zł uzna za drogie. Oszczędza na jedzeniu, a wydaje na lekarzy. Czy nie lepiej odwrotnie – wydawać na dobre jedzenie i zmniejszać wydatki na lekarzy? Tym bardziej, że oni nie zawsze niestety leczą, a wciągają nas w kolejny matrix pigułek, proszków, antybiotyków, środków przeciwbólowych i całej machiny farmaceutycznej – znów przede wszystkim po to, by zarobiły koncerny, aby szary człowiek chorował nadal i odczuwał konieczność (albo nawet uzależnienie) od owych “leków”.

Potencjalni klienci nie są bowiem świadomi ww. strategii komercyjno-komunikacyjnych oraz przerażająco niskiej jakości “jedzenia”, które kupują i odbierają ceny uczciwej żywności, jako zbyt wysokie. Kupują pseudożywność, a nie żywność. Trudno im się dziwić, bo bazują na zaufaniu do sprzedawcy – wciąż niestety ufają reklamom, etykietom, nawet mimo tego, że nie rozumieją 90% ich treści, bo jak tu zrozumieć te chemiczne nazwy? Kupujesz i kwita, czas goni, przerwa krótka, w do domu trzeba coś zanieść. Media wciągają nas w te straszne machiny. Warto się obudzić, ale póki co… klienci na jarmarkach nie kupują NIC albo NIEWIELE, a tamtejsi wystawcy wracają sfrustrowani do domu z refleksją “no, przynajmniej żeśmy się spotkali z przyjaciółmi”. Obie strony marzą o lepszym jedzeniu, ale nie ma sposobu, by sami rozwiązali ten chory system.

Dlatego tak ważne są kampanie medialne, wszelkie wydarzenia edukacyjne poświęcone czystej żywności i prawdziwemu smakowi jedzenia, a także – o czym traktuje ta notatka – DOJAZDY KOMUNIKACJĄ PUBLICZNĄ DO WIOSEK i tamtejszych jarmarków, targów, festynów, spotkań, bazarów, festiwali, targowisk, wystawek, straganów – czegokolwiek. Gmina, która dba o komunikację publiczną rozproszoną, dba o zdrowie swych mieszkańców. Innym słowem prezydent/burmistrz, który pilnuje, aby mieszkańcy miast mogli dojechać do wiosek także w weekend. To właśnie WTEDY rolnicy sprzedają żywność, a nie w ciągu tygodnia, gdy są na polach. W niedziele, zamiast spędzać ten (święty dla wielu) dzień z rodziną i w swojej wsi, nadal podejmują trud sprzedaży swych płodów rolnych. W praktyce rolnik pracuje więc okrągły tydzień. To swoista oddolna, rolnicza korporacja. Tyle że pensje skrajnie minimalne.

Poniżej skromne, acz dla nas ważne efekty rozpracowania publicznej komunikacji aglomeracji Jeleniej Góry. Jeśli macie uwagi, piszcie, wzbogacajmy to wspólnie.

1 – AUTOBUSY MIEJSKIE / strona internetowa Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego, gdzie znajdziecie rozkład jazdy – do Siedlęcina jeździ np. linia nr 5, ale rusza ze skraju Starówki, więc pół godziny wcześniej wyjedziecie z dworca PKP autobusem nr 9:

http://www.mzk.jgora.pl

polecamy też aplikację mobilną MobiTime Jelenia Gora:

http://www.mzk.jgora.pl/pl/mobitime-juz-takze-na-windows-phone/artykul

3 – AUTOKARY PKS / autokary regionalnych oddziałów PKS, np. PKS w Bolesławcu, PKS Voyager, PKS Tour w Jel.G. – znaleźć je możecie poprzez www i aplikację mobilną E-PODROZNIK.pl:

http://www.e-podroznik.pl/

4 – POCIĄGI / do niektórych wiosek (np. Siedlęcina) dojedziecie też pociągiem Kolei Dolnośląskich – najlepiej szukać ich przez E-PODROZNIK.pl

5 – MINIBUSY / działa kilka firm: Krycha, Sław-Trans, Ro-Ko Car Service (wifi w busach:) / odjazdy m.in. z ul. Podwale niedaleko dworca PKS. Minibusy też znajdziecie na E-PODROZNIK.pl

6 – TAKSÓWKI / w przypadku braku komunikacji zbiorowej, bo 1) taksówki to też komunikacja publiczna, tyle że indywidualna, 2) minimalizujecie emisję spalin na dojazdach międzystrefowych, 3) dajecie zarobić lokalsom. W Jeleniej Górze np. postój koło dworca PKS albo taksówki na telefon, np. Radio Taxi Sudety 75.19660 lub 75.74.289.13, niektórzy kierowcy mają terminal – trzeba zgłosić/spytać, 2,50/km+5,0 opł.pocz.; bez strefowania, naszym zdaniem najlepsze

7 – AUTOSTOP

wciąż działa, choć to tylko auto, a przejazd nie wspiera wprost lokalnej przedsiębiorczości

8 – ROWERY / wypożyczalnie rowerów w Jeleniej Górze:

prosimy Was o pomoc

Na koniec kilka zalet podróżowania komunikacją zbiorową, szczególnie pociągami, ale również autokarami. Uwaga: z uśmiechem na twarzy doświadczycie więcej dobrego 😉

– spotykacie lokalsów, poznajecie nowych ludzi, dowiadujecie się o ludziach i regionie u źródeł

– poznajecie sposób postrzegania lokalsów na swoje miejsce zamieszkania – bezcenna wiedza

– widzicie więcej, bo siedzicie wyżej i macie możliwość obserwowania otoczenia – podziwiacie piękno regionu

– możecie robić dużo zdjęć i kręcić filmy, a potem je sprzedawać lub wystawiać na wystawach, w Internecie, w konkursach itp.

– płacicie mniej, wieziecie mniej, dźwigacie mniej, żyjecie skromniej, ale pełniej

– wąchacie otoczenie – tak, czasem to powoduje uciążliwe doznania, ale często też powoduje wspaniałe – czujecie zapach poszczególnych pór roku, zapach kwiatów, pól, łajna (nawozu!), rzek, jezior, szos, lasów, a także… lokalnego jedzenia

– czujecie wiatr we włosach, wywalacie głowę za okno i macie w nosie klimę

– itd. (podajcie kolejne, dopiszemy)

No i jak tu nie jeździć autokarami i pociągami? 😉

P.S.

W załącznikach poniżej rozkład jazdy autobusów miejskich w Jeleniej Górze: nr 9 z Dworca PKP do ul. Bankowej oraz nr 5 z ul. Bankowej do Siedlęcina – w sobotę, abyście trafili do Siedlęcina w przeddzień wspaniałego koncertu, który odbędzie się 23 sierpnia w pięknej, średniowiecznej wieży rycerskiej 🙂 Początek koncertu: g.16. Oto linki:

http://www.wiezasiedlecin.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=103&Itemid=30
https://www.facebook.com/events/410332569162486/

Po wakacjach zajrzyjcie na stronę www.MZK.jgora.pl i zaktualizujcie sobie rozkład jazdy. My też to zrobimy, chyba że nam nie przypomnicie… A co do noclegu w Siedlęcinie, to polecamy np. Gospodarstwo Agroturystyczne VIKTORIA przy ul. Górnej 46:

http://www.agroviktoria.com/
Dojazd_Jelonka_Dworzec_nr_9
Dojazd_Jelonka_Siedlecin_Bankowa_nr_5
Dojazd_Jelonka_MAPA