Regularnie wracamy do tematu “smakowitego” składnika codziennych potraw: glifosatu. Jeśli zarządzający danym miejscem robią zakupy w konwencjonalnych sklepach (hipermarkety, sieciówki, również małe osiedlowe, również jarmarki, bazary, kiermasze i festiwale), to jest ów “smakołyk” w każdej restauracji, w każdym przedszkolu i szkole, w każdym szpitalu, w każdym domu…, na każdym talerzy…, a także w każdej kampanii reklamującej… kaszę, np. jaglaną, gryczaną, mannę (pszenica zwyczajna), pęczak (tradycyjny jęczmienny lub nowy pszenny), czy mazurską (jęczmień). Tylko kasze są z glifosatem? NIE, mąki również – z każdego tego ziarna. Kukurydziana jest czysta? Nie, bo kukurydza to GMO, czyli też toksyna.

Co jeść? Produkty od zaufanych rolników i handlowców, przede wszystkim z certyfikatem ekologiczności. Można wybrać kaszę mannę gryczaną. Mąki – tylko zaufane lub certyfikowane, czyli bez glifosatu. Budujemy lobby certyfikatów? NIE. Mali, niszowi rolnicy bez certyfikacji mają małe plony i nie zaspokoją potrzeb masowego odbiorcy. Większość konsumentów musi mieć więc wybór – takim wyborem jest żywność z zielonym listkiem, certyfikowana, pod warunkiem, że jest uczciwa.

Certyfikaty ekologiczności są dla nas, konsumentów, bo dają nam większą pewność, że jest szansa na czysty produkt. Tak, zdarzają się oszustwa, ale z badań zawartości toksyn w płodach rolnych wynika, że są to sporadyczne przypadki. Jednak zawsze, zanim kupimy eko-produkt, sprawdzamy prawdziwość i aktualność certyfikatu. Wolimy wiedzieć, za co płacimy drożej – wolimy płacić za czystą żywność, niż za lekarzy. Jak sprawdzać? Spojrzeć na etykietę, numer certyfikatu, nazwę jednostki certyfikującej, nazwisko producenta i zadzwonić do jednostki certyfikującej (firmy) pytając o konkretne produkty. UWAGA: certyfikaty wydawane są dla produktów, a nie ludzi lub miejsc.

Póki co, dołączcie do protestu przeciwko glifosatowi w naszych potrawach, nawet tych najbardziej wyrafinowanych i tradycyjnych. Podpiszcie petycję #stopGLYPHOSAT.

Przesadzamy? NIE. Nie przesadzamy. To konwencjonalne rolnictwo i handel przesadzają trując nas tym toksycznym składnikiem, który jest w herbicydach powszechnie rozprowadzanych na roślinach. Nie tylko po to, by zabić chwasty, ale też po to, by przyspieszyć wysychanie ziaren, np. rzepaku na olej, pszenicy, gryki, prosa, jęczmienia na kasze i mąki. Wiecie, jak kiedyś suszono zboża? Stawiano snopki – znacie te widoki z wielu malarzy XIX-wiecznych mistrzów, prawda? Chełmoński nie raz malował snopki zboża… Owszem, stały na polu i zboże wysychało, bo niektóre gatunki mają to do siebie, że ziarno dojrzewa w nich nierównomiernie. Stąd te snopki… Ale teraz musi być szybko i sprawnie – to NOWOCZESNOŚĆ. Nie stawia się snopków, tylko pryska herbicydem na całe pole lub jego obrzeże, czeka się 3-4 dni, aż ziarno wyschnie na pieprz i po 2 tygodniach – ŻNIWA! A potem radosne Dożynki. Tak, DOŻYNAMY samych siebie, to fakt.

I kto tu przesadza???

PODPISZ:

http://www.slowfood.com/what-we-do/themes/gmos/stop-glyphosate/