A czy TY utrwalasz jakoś dynię na zimę…? 🙂

Jutro spróbujemy, jak się dynia ukisiła… Kto wie, może będzie wstrętna? 😀 Z kiszonkami różnie bywa – albo komuś mogą nie smakować “bo tak i już”, albo są za słone, albo złapała je jakaś pleśń, albo było za zimno, albo za ciepło, albo zbyt ostra zmiana temperatury, albo… Ze slowfoodowymi, powolnymi, manufakturowymi kiszonkami jest jak z ludźmi: zachowują się różnie 😀

Jedynie standaryzowane, masowe kwaszarnie wypuszczają zawsze ten sam produkt, podobnie jak wszystkie inne konwencjonalne wytwórnie produktów spożywczych. Manufaktura jest inna – otwarta na zmiany, elastyczna, przygotowana na nowości, czasem dobre, czasem złe. Z tych nowości bowiem często wynikają potem prawdziwe skarby. Niejedna niby-porażka zamieniona została na sukces 🙂

W standaryzacji nie ma miejsca ani na eksperymenty, ani tym bardziej na porażki, a nawet jeśli są, to nikt się do nich nie przyzna. Masowa produkcja jest właśnie po to, by wyeliminować porażki, czytaj: straty. Aby to było możliwe stosuje się konwencjonalne warzywa (spod oprysków) oraz różne chemikalia w procesie konserwacji lub przetwarzania – wszystko po to, by wykluczyć wszelkie ryzyko niepowodzenia i zwiększyć ilość – kosztem jakości w rozumieniu uczciwej, autentycznej żywności. Im większa ta chęć, tym dalej od Slow Food, tym bliżej do #junkfood, tym bardziej masowo i tym szerzej terytorialnie.

Ilość kosztem jakości – to jest zawsze wyzwanie dla wytwórcy, który z czasem, jeśli nie zadba o jakość, zamienia się w masowego producenta. Nieudana kiszonka, to ludzka rzecz, warto o tym pamiętać w domowej wytwórni, aby nie smucić się, gdy coś się nie uda. Szczególnie to podkreślamy na naszych spotkaniach edukacyjnych z dziećmi, aby nie zniechęcały się do fermentacji z powodu jednej nieudanej kiszonki w słoiczku.

Dynia w skórce (Hokkaido) kisi się powoli. Miąższ – szybciej, skóra – dłużej. Niektórym to przeszkadza, innym wprost wybitnie pasuje, bo można taką ukiszoną dynię poddusić z mięsiwem. Co dom, to obyczaj 🙂