Na zdjęciu miody z dodatkiem orientalnych przypraw, np. cynamonu, kakao i arachidów – fot. Archiwum Złota Patoka

Zdecydowanie krytykujemy wszelkie produkty wysoko przetworzone i dla wielu toksyczne, na czele z kremami typu *utella. Popieramy „homemade *utella”, ale nie promujemy tej nazwy. Jeśli promujemy krem czekoladowy, to jak dotąd tylko w wersji miodelli, czyli miodu z dodatkiem kakao. Obecność orzechów jest w nim pożądana, ale nie pojawił się u nas jeszcze taki produkt. Użycie nazwy *utella odbieramy, jako świadome działanie w celu pozycjonowania dobrych przepisów przy okazji zewnętrznych wpisów o produkcie masowym *utella i zdystansowania tej marki za pomocą dobrej wersji, co jest dobre i potrzebne, ale w Slow Food Dolny Śląsk tego nie chcemy i nie powinniśmy robić. To jest fakt: nazwa miodella nawiązuje do *utelli, ale tylko częściowo, poprzez obcą końcówkę. Skutek użycia nazwy *utella bywa również pozytywny, bo stała się ona już nieomal nazwą typu produktu (krem orzechowo-czekoladowy), a nie tylko marką produktu koncernowego, więc w ten sposób dzieci i dorośli poznają „inną *utellę”. Jednak nie robimy tego w SFDŚ.

Staramy się promować polskie nazwy, np. gąszcz, pasta, krem – zamiast pesto, bo te trzy pierwsze są w języku polskim silniej usadowione, niż ta ostatnia. Nie promujemy też obcych produktów, np. cytrusów, bananów, kasz, ryżu, nasion, orzechów czy serów, ale doceniamy ich obecność, także w potrawach finalnych, jednak tylko wtedy, gdy są w mniejszości i nie stanowią bazy smakowej dania. Wśród naszych członków są blogerki i kulinarki, które gotują z użyciem tych produktów, ale zawsze warto pamiętać, że SFDŚ jest powołane w innym celu, niż popularyzowanie kuchni fusion. Blogi kulinarne i – ogólnie – międzynarodową kuchnię fusion głęboko szanujemy i doceniamy. W SFDŚ czujemy jednak obowiązek promować to, co lokalne i sezonowe, włącznie z kiszonkami i marynatami, jako tradycyjnymi i korzystnymi technikami konserwacji

Ogólnie rzecz biorąc, promujemy możliwie najczystszą żywność. Jeśli np. mamy do wyboru mąkę pszenną i gryczaną, to wolimy promować tę drugą, bo jest mało popularna. Jeśli wybieramy spośród mąki z pszenicy zwyczajnej i pszenicy płaskurki lub orkisz, to bardziej będziemy promować te drugie. Jeśli jednak mamy do wyboru mąkę pszenną konwencjonalną (zanieczyszczoną dodatkami) i czystą z młyna od naszych członków, to wybieramy do promocji też tę drugą. Wartość produktu jest więc ambiwalentna, a zakres jego promocji i ochrony zależy od jego kontekstu. Jeden produkt może więc być uznany za gorszy lub lepszy – to jest właśnie względność w pożywieniu, staramy się zawsze wybierać mniejsze zło, jeśli to tylko możliwe.

Podobnie ambiwalentna jest tzw. tradycja – nie wszystko, co <tradycyjne>, jest dobre, szczególnie współcześnie, w dobie chorób cywilizacyjnych i przemian technologicznych. Dawniej miodek mniszkowy (syrop z kwiatów mniszka na cukrze buraczanym) był tradycyjnym produktem, ale obecnie nie powinien być tak nazywany wobec ogromnego i szkodliwego w skutkach spożycia cukru buraczanego rafinowanego, wobec zagrożenia pszczół i pasiek, wobec faktycznej produkcji prawdziwego MIODU mniszkowego, tj. z pożytku mniszka lekarskiego. Dolnośląscy pszczelarze nie zawsze mają możliwość jego korzystnego sprzedania.

Przykładowa chałka jest pieczywem tradycyjnym i symbolicznym (umocowanym w kulturze i religii), lecz niestety skrzywionym przez masową produkcję. To już nie jest TA chałka, którą warto często jeść i nobilitować, jest to raczej produkt CHAŁKOPODOBNY, mimo że nadal bardzo efektowny. Również zdarza się nam ją pokazywać – wolimy wówczas wybierać chałki bez tłuszczów utwardzonych, jeśli tylko to możliwe.