U naszych członkiń: narodziny kanapki szkolnej, studenckiej i biurowej. Zacznijmy od tej szkolnej… Na naszych kursach WOJ-a uczymy m.in. o kanapkach.

PREFERENCJE

Na zdjęciu: znakomity żytni chleb na zakwasie i wiejskie masło. Bajka. Oczywiście dla tych, którzy jedzą żyto i nabiał. Wszak są tacy, dla których taka kanapka oznacza istny horror.

To nie jest kanapka, która wszystkim dzieciom odpowiada. Preferencje żywieniowe są różne, ale jeśli wykazują troskę o zdrowie, społeczeństwo i środowisko, to są wskazane do promowania. Jeśli zaś nie wykazują tych wartości, a raczej brak troski, wówczas są krytykowane i hamowane. Od tego jest właśnie społeczeństwo i państwo. Dzieci niejedzące nabiału w myśl wyboru swych rodziców nie uznają tej kanapki za dobrą. Rodzice decydują, takie mają przywileje, jako rodzice. Czy w zamian wybiorą coś przyjaznego dla zdrowia, społecznych relacji i środowiska? Nie zawsze, bo producenci im tego nie ułatwiają, a oni nie mają czasu szukać, co jest mniej lub bardziej szkodliwe. Zamienniki wybierają często pochopnie i błędnie.

PATOLOGIE

Są też dzieci, które nie uznają jej za jedzenie z innych powodów, bo z dumą połykają (bez gryzienia, bo nie ma co gryźć) kremową GĄBKĘ nazywaną chlebem tostowym posmarowaną brązową PASTĄ, która z wyglądu przypomina pastę do butów, ale ma zapach i smak orzechów i czekolady, więc nazywa się ją kremem orzechowo-czekoladowym.

Hmm… Dziwne to produkty, a jeszcze dziwniejsze jest to, że niektórzy rodzice i dziadkowie dają je z radością swym dzieciom do jedzenia, tak jakby nie obchodziło ich, że te produkty bardzo szkodzą ich zdrowiu i… relacjom społecznym oraz środowisku. Czy ich to faktycznie nie obchodzi? Jeśli nie, to powinno, więc w wielu krajach zdecydowano ich tym zainteresować na siłę – jeśli wybrali życie w społeczeństwie, muszą liczyć się ze skutkami społecznymi. Niejedno zjawisko ignorancji zostało już uznane za patologię społeczną szkodliwą dla całego państwa i populacji zwanej narodem.

AKCEPTACJA

Są i takie dzieci, które uwielbiają takie kanapki, wzbogacone ewentualnie warzywami lub domowym twarogiem, albo same, z wiejskim masłem. Niestety są rozdarte między dobrymi zwyczajami w domu a kiepską propagandą rówieśników w szkole, przy braku wsparcia ze strony kadry. Takie dzieci owszem, biorą te kanapki do szkoły, ale potem ukradkiem wyrzucają je do kubła, bo… inne dzieci śmieją się z nich, że są biedne i przynoszą do szkoły czarny chleb, a nie białą, puszystą bułkę z nutellą lub sklepowym pasztetem. Wiedzą i czują, że robią źle wyrzucając kanapki, ale pragnienie akceptacji rówieśników jest u nich silniejsze, niż troska o… kanapkę i wszystko, co reprezentuje, a przecież rodzice nic nie wiedzą, więc dzieci nie doświadczają ich dezaprobaty. Są też i takie dzieci, które z powodzeniem zajadają zdrowe kanapki bez żadnych szykan ze strony rówieśników – mają szczęście uczyć się w dobrej szkole i szczęście posiadania silnej psychiki w tym trudnym wieku. Sytuacje są różne. W warsztatach staramy się wspierać te najtrudniejsze sytuacje, te najsłabsze dzieci.

WSPARCIE

Niewiarygodne? Niestety takie sytuacje mają miejsce w wielu szkołach w Polsce, w miastach i na obszarach wiejskich. Tak, w XXI wieku. Dzieci odżywiające się czysto, lokalnie i zdrowo są piętnowane w szkołach przez zuchwałych rówieśników i często nie mają żadnego wsparcia ze strony nauczycielek (większość kadry to kobiety). Kadra kwituje temat skrajnym merytorycznie stwierdzeniem, że nie mają prawa zabronić takich lub innyoch kanapek. To wygodna postawa, ale też błąd podejścia, bowiem społecznych spraw nie da się regulować wyłącznie nakazami i zakazami, a niestety ten tryb komunikacji jest najbardziej popularny wśród kadry, zamiast umiejętności prowadzenia życzliwej rozmowy.

Kadra ma prawo, a nawet powinna wspierać dzieci i rodziców, ale też ma obowiązek wspeirac społeczeństwo i określony system. To połączenie obowiązków trzeba umieć wywarzyć z korzyścią dla wszystkich. Praca nauczyciela nie jest dla każdego. Nauczyciele mają też prawo w zrównoważony sposób konfrontować zwyczaje żywieniowe dzieci z preferencjami rodziców. Kanapki bezmięsne można łatwo obronić, ale kanapki ze szkodliwej gąbki z równie szkodliwą pastą nie da się obronić. Nie każdy rodzic ma więc rację, ale spokojne, rzeczowe rozmowy sprzyjają porozumieniu.

SZKOLENIA

Wielu rodziców na szczęście popiera fakt, że rolą szkoły jest wdrażać dziecko w dobry system zdrowego i lokalnego odżywiania, ale wachlarz tego odżywiania jest szeroki i nie jest jednoznaczny z wyborem intendentki lub dyrektorki, ewentualnie z piramidą żywieniową sprzed 50 lat. Nie wolno lekceważyć szkodliwych posiłków dzieci. Rady i urzędy miejskie muszą dać nauczycielom dobre, merytoryczne narzędzia takiego właśnie wsparcia wszystkich dzieci, bo te z gąbką i pastą również bardzo potrzebują pomocy. Zarząd gminy musi znaleźć fundusze na WŁAŚCIWIE przeszkolenie kadry pedagogicznej, aby nie zamieniło się to w odwrotne piętnowanie dzieci z niezdrowymi śniadaniami szkolnymi. Najtrudniej jednak zgodzić się w grupie, co tak naprawdę jest WŁAŚCIWE.

LOBBING

Często tak bywa w Polsce, że ludzie rozgorączkowani ideą zmiany popadają z jednej skrajności w drugą. Często też bywa niestety, że szkolenia kadry poświęcone odżywianiu mają swój finał w postaci lokowania produktów w ofercie szkolnej, co jest efektem marketingu sprytnych lobbystów. W efekcie dzieci codziennie piją przemysłowe jogurty z pasteryzowanego mleka z dodatkiem cukru, produkowane przez korporacje i koncerny, a tymczasem lokalni producenci nadal nie mogą utrzymać się ze sprzedaży swych doskonałych, lokalnych produktów. Na szczęście wzrasta liczba szkół, które skupują produkty od lokalnych wytwórców (firm przetwórczych), jednak wciąż polskie prawo utrudnia połączenie gospodarstw rolnych ze szkołami. Placówki oświatowe boją się zakażenia dzieci bakteriami pochodzącymi z niehigienicznych gospodarstw. To też niestety jest często uzasadnione. W ten sposób sami rolnicy strzelają sobie w stopę, osłabiają swoją pozycję i często doprowadzają do upadku własną produkcję przy okazji trując innych i środowisko.

ETOS

Niestety Polska utraciła tą wartość, jaką jest etos rolnika, jeśli jak kiedykolwiek posiadała. Uprawa roli – praca chłopa i chłopki – była w polskiej historii rozmaicie traktowana i opisywana, a jedynie niektóre przypadki wynosiły ją do pozycji KULTURY ROLNEJ. Różnice religijne mają tu znaczenie. Praca na roli objęta była szacunkiem w społecznościach protestanckich, w których praca jest rodzajem modlitwy i sposobem zbliżenia do Boga. Środowiska katolickie, zarówno arystokratyczne czy szlacheckie, jak i mieszczańskie lub chłopskie, traktowały pracę w specyficzny sposób: albo jako karę za grzechy, albo jako narzędzie obowiązkowej edukacj, albo jako narzędzie wzbogacenia.

Dzieje dały rolnikom w kość, a my współcześnie zbieramy to żniwo. Wobec braku etosu rolnika oraz wewnętrznego nadzoru samych rolników nad rolnikami nie ma też swoistego HONORU rolniczego oraz nieformalnych upomnień ze strony innych uczciwych rolników, którzy nakazaliby temu nieuczciwemu lub niehigienicznemu zmienić swoją postawę i polepszyć produkcję. Rzadko zdarza się tzw. samopomoc chłopska, tradycyjna tłoka, społeczny obowiązek pomocy sąsiadowi. Nie ma też już tak silnego prawa zwyczajowego, czyli nieformalnych sankcji społeczności lokalnej. Ta pustka też została wypełniona przez korporacje i instytucje, które zakazują lub nakazują podsuwając swoje komercyjne i urzędowe produkty i rozwiązania.

EDUKACJA

W edukacji pracę traktowano rozmaicie. Dla naszej edukacji slowfoodowej najważniejsze są osiągnięcia kilku dawnych działaczy, edukatorów. W ich edukacji dziecko jest PODMIOTEM, również w naszej. Wdrażamy postulaty i techniki Marii Montessori. Nasza rodzima, polska wersja tego typu edukacji to edukacja korczakowska, czyli wspaniałe postulaty Janusza Korczaka. Niektórzy z Was spotkali się też zapewne z edukacją waldorfską. Przywołujemy też chętnie postulaty Benjamina Spocka, Jana Amosa Komeńskiego i Mikołaja Reja. Wszystkie te rodzaje edukacji bazują na szacunku do dziecka, wierze w dziecięcą mądrość, talent i zapał, a także na potrzebie angażowania dzieci w rozmaite czynności dnia codziennego – w PRACĘ.

W tym sensie współczesne czasy są bardzo trudne. W taką pustkę wchodzi korporacja i oferuje “czyste, kolorowe, słodkie, zdrowe jogurciki” albo “czysty, bezpieczny, zdrowy chlebek”. A że to przemysłowe produkty…, to już nie obchodzi ani rodziców, ani szkołę, bo wszyscy mają już dość. Chcą po prostu, by dzieci jadły cokolwiek. Mamy wszyscy podobne doświadczenia na koncie, obserwujemy je w szkołach naszych dzieci. Z tej patowej sytuacji czasem nie ma wyjścia, ale… jeśli w małej grupie zastanowimy się nad źródłami problemu, to ZAWSZE znajdziemy rozwiązanie dla dobra naszych dzieci, dla dobra lokalnych i uczciwych wytwórców oraz dla dobra środowiska.

SAMODZIELNOŚĆ

W czasie naszych warsztatów kanapkowych często okazuje się, że dzieci nie mają okazji, szansy lub możliwości przygotowania sobie drugiego śniadania. Dzieje się tak z wielu różnych przyczyn. Badania wskazują jednak, że dzieci, które samodzielnie przygotowują sobie posiłki z dobrych, czystych, uczciwych, lokalnych składników w dorosłości zwracają baczniej uwagę na swój jadłospis, mniej (albo wcale) sięgają po przetworzone, szkodliwe przekąski, wykazują większą wrażliwość na problemy społeczne, są zdrowsze, szczęśliwsze, ich mózg jest lepiej odżywiony, więc mają też wyższe osiągnięcia w nauce i zajęciach pozaszkolnych. Jakość ich życia jest po prostu wyższa. A wszystko zaczyna się od kanapki.

Jest jeszcze kilka takich strategicznych drobiazgów w życiu dziecka, które zwiększają szanse osiągnięcia ww. wyników. Współczesna polska psychologia dziecięca i pediatria zaczyna dopiero zwracać uwagę na ważną społeczną i kulturową, a nie tylko fizjologiczną funkcję jedzenia w życiu dziecka. Poza Polską już w latach 60. ten kierunek mocno rozwijał się dzięki badaniom i praktykom lekarskim i badawczym wyjątkowych uczonych. Nasi specjaliści wdrażają te praktyki w trakcie naszego kursu “WOJ. WIEDZA O JEDZENIU”, który realizujemy w szkołach, przedszkolach, bibliotekach, domach kultury, firmach i innych placówkach