Nie jadamy w junk-foodowych sieciach, nie współpracujemy z centrami handlowymi, które wpuszczają te sieci do na swoje powierzchnie handlowe – m.in. z powodu oleju palmowego i soi. Wszystkie one przyczyniają się do pogorszenia zdrowia społecznego, zwiększenia wydatków na leczenie skutków złych nawyków żywieniowych, zwiększenia zanieczyszczenia atmosfery przez emisje gazów cieplarnianych oraz fatalnego wpływu na istnienie zagrożonych gatunków zwierząt.

Aby produkować masowe ilości rafinowanego oleju palmowego i soi, które potem spożywacie w postaci frytury (ach, te „tradycyjne” pączki), udających mieszaninę czekoladowo-orzechową kremów do pieczywa, rzekomo „zdrowych” batoników i ciasteczek oraz całego wachlarza sojowych lub sojo-pochodnych potraw, trzeba niestety praktykować tzw. wylesianie (ang. deforestation), czyli wypalanie i wykarczowanie wielkich połaci lasów deszczowych i torfowisk pod zakładane później plantacje palmy olejowej i soi GMO. Na etykietach kryje się on także pod ogólną nazwą „olej roślinny”, jest tez używany w produkcji margaryny i wielu czekolad.

Nie da się uratować tej sytuacji wybierając olej ekologiczny certyfikowany (z zielonym listkiem na opakowaniu) – w tym przypadku również trzeba usunąć wpierw lasy, aby zasadzić palmy olejowe, tylko że do tego celu nie używa się syntetycznych środków ochrony roślin. Potem jeszcze trzeba go przetransportować do Europy, a wiecie, co emitują wielkie okręty transportowe i samoloty. Kupowanie ekologicznego oleju palmowego jest więc uznawane za tym większy brak etyki i hipokryzję, chroni bowiem wyłącznie człowieka, ale w szerszej skali nadal wpływa fatalnie na środowisko naturalne i los zwierząt, wspierając w dodatku łatwo dostępne odpłatne certyfikaty (artykuł Roba Harrisona „Don’t buy palm oil” w „Ethical Consumer” z 2010 r.).

W 2004 r. powstała inicjatywa Okrągłego Stołu ds. Zrównoważonego Oleju Palmowego (Roundtable on Sustainable Palm Oil), która zrzeszać miała producentów uprawiających palmę olejowa w sposób przyjazny dla środowiska I ludzi, ale piec lat później lista ta stała się czarna lista producentów, którzy wbrew umowie porzucili dbałość o ww. cele, a wybrali tańszą opcje – olej niecertyfikowany przez RSPO. Nadal jednak pozostaje problem jego rafinacji oleju, w wyniku której powstaje frytura, tłuszcz szkodliwy dla zdrowia, szczególnie dzieci.

Soja znajduje się w składzie ogromnej liczby produktów żywnościowych – pamiętacie zapewne składnik na etykietach: lecytyna sojowa, czyli jeden z emulgatorów: E322, oczywiście GMO w ogromnej większości przypadków. Olej palmowy natomiast stosuje się nie tylko w produkcji „jedzenia”, ale także biopaliw i kosmetyków. Już w 2009 r. w Wielkiej Brytanii stwierdzono, że na 100 najpopularniejszych produktów spożywczych aż 43 zawierają olej palmowy. Zapotrzebowanie na ten surowiec będzie niestety wzrastać – tego dowodzą prognozy (do 2020 r. – dwukrotnie większe, do 2050 – trzykrotnie).

Najlepszym wyjściem jest rezygnacja ze wszystkich produktów spożywczych opartych o olej palmowy – bez względu, czy jest on w składzie, czy cos jest na nim smażone. We Wrocławiu znamy pewien lokal gastronomiczny serwujący żywność azjatycka, którego właściciel zadeklarował, że świadomie nie używał do smażenia oleju palmowego, lecz stosował polski, rafinowany (na zimnotłoczonym nie wolno smażyć). Takich lokali potrzeba nam jak najwięcej.

Dlatego podpiszcie razem z nami petycje zmuszającą kolejną siec junk-foodowe do rezygnacji z tych hodowli, a tym samym do pilnego zaprzestania wylesiania.

PETYCJA:

https://actions.sumofus.org/a/burger-king-end-deforestation-in-your-supply-chain-now/?source=fbpage

O lecytynie sojowej:

http://www.hellozdrowie.pl/artykul-lecytyna-sojowa-co-z-nia-jest-nie-tak

O oleju palmowym:

http://www.ekonsument.pl/a654_olej_palmowy.html