Ciężko jest dziś znaleźć uczciwe i smaczne oleje tłoczone na zimno. Jeśli smakują, to po głębszej analizie okazuje się, że są oszukane, bo z nasion desykowanych, tj. opryskiwanych herbicydami z glifosatem (wszyscy chyba już wiedzą, czym jest glifosat). Jeśli są lokalne i z ponoć czystych upraw, to okazują się być często stare, bo drobni rolnicy mają zwykle problemy ze sprzedażą, więc oleje stoją dłużej, niż powinny i w efekcie nie smakują, są po prostu niejadalne.

Po takiej wpadce niedoświadczony konsument zraża się do lokalnych olejów i lokalnych wytwórców, no i po prostu zostaję przy najtańszej, hipermarketowej oliwie z nieznanego źródła, ale o stabilizowanym smaku – taki konsument nie wnika, dlaczego jej smak jest taki stabilny…, a szkoda, powinien. Jest to sytuacja, w której niestety tracą wszyscy oprócz masowych producentów, takichże importerów i wielkich sieci handlowych. Traci konsument, bo nadal nie ma dostępu do świeżego oleju. Traci lokalny tłoczarz i sprzedawca, bo nadal zostaje z niesprzedany towarem i album zniechęca się do produkcji, albo sprzedaje kit.

Do wyjątków należą ci rolnicy, tłoczarze i sprzedawcy, którzy EDUKUJĄ klientów, mówią, na czym polega ten proceder z hipermarketowymi olejami rzekomo zimnotłoczonymi. Jednak pamiętać trzeba, że ROLNIK TO NIE DARMOWY EDUKATOR i nie wolno od rolników oczekiwać, by przez 10 minut opowiadali klientce o zaletach i wadach oleju, aby po chwili owa konsumentka stwierdziła “ach, wspaniale, teraz tak dużo wiem! to już będę wiedzieć, co wybierać!” – i odchodzi NIE KUPUJĄC produktu! Takich klientek i klientów jest mnóstwo. Rolnicy zostają z towarem, BEZ PRZYCHODU.

Po kilku takich wpadkach rolnik słusznie dochodzi do wniosku, że ma w nosie taką edukację, bo nikt mu za nią nie płaci. Tak, wiedza jest tak samo cennym TOWAREM, jak ziemniaki, mięso, ser lub piwo, więc należy ją szanować i za nią płacić. Własność intelektualna to jest coś, czego w Polsce zbyt często się nie szanuje i oczekuje się jej za darmo, a jest to wielki błąd. Wiedza specjalistyczna, profesjonalna to po angielsku KNOW HOW, bardzo cenne zasoby niematerialne będące podstawą dóbr materialnych. Wiedza również musi być opłacana.

Dlatego Drogie Klientki, Drodzy Klienci, jeśli oczekujecie informacji (tzw. KNOW HOW, cennej wiedzy!) od rolników i sprzedawców, to jeśli już ją BIERZECIE, to zapłaćcie za nią kupując na końcu produkt w ilości adekwatnej do dawki wiedzy. Niegrzecznie jest po prostu odchodzić. Jeśli nie chcecie kupować, nie zajmujcie czasu rolnikom. Targowisko i bazar to nie tylko miejsce towarzyskie, a przede wszystkim HANDLOWE, i takim musi pozostać, w przeciwnym wypadku rolnicy przestaną przyjeżdżać, i słusznie.

U naszych członków szykowała się tu okrasa z oleju konopnego tłoczonego na zimno. Przy okazji pokazali nam wszystkim trzy historyczne i autentycznie tradycyjne produkty z konopi:

– olej,

– makuchy mielone,

– nasiona prażone

Są to wspaniałe produkty należące do kanonu dawnej tzw. polskiej kuchni, czyli kuchni jedzonej w Polsce lub szerzej, przez Polaków, a nawet Polonusów. Dziś darmo szukać oleju konopnego i innych produktów z konopi siewnej w restauracjach, pensjonatach, barach, jadłowozach (ang. foodtruck:), stołówkach, szybkojadalniach (tzw.bistro:), ale… oliwę uświadczysz wszędzie. Wielka szkoda, że Polacy tak bardzo zachłystują się obcymi produktami, a tak mało dbają o lokalne, rodzime, tradycyjne, ze swej historii, tym bardziej, że wcześniej wiele ludzi straciło życie, by chronić rozmaite przejawy polskości.

W trosce o polską kuchnię szeroko rozumianą nie ma krztyny nacjonalizmu, który nam niektórzy bezmyślnie przyklejają – kto tak czyni, świadczy o swej głupocie i nie można tego inaczej nazwać. Kosmopolityzm w masowej skali jest niestety szkodliwy, a skutki są widoczne dopiero z perspektywy, gdy jest już za późno na naprawę własnych błędów. Ruch SlowFood dba o lokalność w globalnym kontekście, nawołuje do troski tu i teraz, a nie z ręką w nocniku. Jest w naszej filozofii wielka troska o lokalne rolnictwo i ogrodnictwo, o rodzimą bioróżnorodność i genotyp, o piękny, zróżnicowany krajobraz rolniczy wolny od fatalnych monokultur (jakże fotogenicznych – rzepak, pszenica, kukurydza…), o lokalny język i kulinaria, o poczucie tożsamości lokalnej, szacunek do siebie nawzajem, o historię i harmonię relacji sąsiedzkich… Utopia? Niekoniecznie. Kropla drąży skałę, a nisza wywiera wpływ wyznaczając wzorce.

Produkty konopne i inne dolnośląskie cuda kupujemy dzięki naszej kooperatywie członków. Można dołączyć do Convivium (bez względu na miejsce zamieszkania) i wspierać powyższe wartości, zamawiać grupowo z nami, w uprzejmy sposób, bez roszczeń i żądań, bo nie świadczymy odpłatnych usług, a jedynie (aż!) pomagamy sobie wzajemnie.