Nadrabiamy zaległości z publikacjami, bo w czasie festiwalu Festa della Pitina , tam, w Alpach Karnickich, orendż nie dała rady i internetu nie mieliśmy.

Campone 💚🤎 To jednak jest inna planeta. Czystość, schludność, skromność, cisza, spokój, bezpieczeństwo, wygoda, brak kakofonii. Można? Można. Nie zamierzamy się tam przeprowadzać, ale stale uważamy, że dolnośląskie samorządy winny uczyć się od włoskich.

Byliśmy w uroczym Campone ponownie, bo już w 2019 zwiedzaliśmy tu ten słynny, stary młyn wodny, nadal działający – zbudowano go w 1600 roku i nadal wspaniale działa napędzany górskim strumieniem w oparciu o bardzo prosty system zapadni i kierowania części strumienia wody na koło (reszta płynie swoim korytem poniżej). Młynem zarządzają rodzice Erici, członkini Convivium Slowfood Pordenone. Fotografie są już w naszym albumie Festa della Pitina, ale wkrótce opiszemy ten młyn dokładniej, bo na to zasługuje.

W Campone zbudziły nas pięknie – jak zawsze w górskich wioskach Alp Karnickich – dzwony kościelne. Każda wioska dzwoni o pełnej godzinie. W pół godziny wybrzmiewa tylko jedno uderzenie. Nie słyszą siebie nawzajem zbyt dobrze. Każda osada leży w dolince między wzniesieniami. Patrząc na mapę można zrozumieć bieg fal dźwiękowych, jak odbijają się od zboczy i wirują dźwiękiem wokół domów. Nikt tu nie protestuje, skoro mają regularne budziki i znakomity, lokalny, tradycyjny pejzaż dźwiękowy. Takie rzeczy szanuje się tutaj bardzo. Marzymy o tym, aby w polskich wioskach doceniano tak pejzaż dźwiękowy, ale także o tym, aby polskie kościoły funkcjonowały tak, jak tu, w Alpach Karnickich.

To jest zwyczajna wioska pozbawiona turystów. Ma to zalety i wady, jak wszystko. Widok podsuwa nam kilka głębszych refleksji wokół pejzażu kulturowego.

Krajobraz iście górski, piękny. Cisza. Góry widzimy w kontraście wschodniej poświaty. Odcienie jesiennej szaty lasów nie dają się dobrze poznać. Może później w ciągu dnia, gdy słońce obróci statyw. Kiedy wzeszło ponad szczyty, zrobiło się świetliście i ciepło. Pogłębiły się kontrasty. Wybieliła się mglista łuna.

Co innego po drugiej stronie oświetlonej przez wschodzące słońce. Soczysta zieleń, szarość skał, biel domów, rudości starszych dachów. Chropowate, omszone betonowe słupy, słupki, balustrady… Wizualnie ten stary beton dobrze wpisuje się w górską kompozycję, o wiele lepiej niż plastik XXI wieku. I tylko oczka satelitarne przypominają, że to właśnie ten czas.

W oczy rzuca się to, że… nic się nie rzuca. Otóż to. Może tylko (aż!) to, że nie widać tu na szczęście pstrokatych elementów nowoczesności. Jest tylko to, co konieczne. I ta cisza. Czasem owce zadzwonią… Pejzaż jest dzięki temu zrównoważony, jednolity, harmonijny, bez indywidualnych wyskoków, bez zbędnych kontrapunktów. To niesie spokój, poczucie bezpieczeństwa – o tym właśnie pisał Kevin Lynch w jego “Obrazie miasta”. Nieważne, że to górska wieś we Włoszech, a nie miasto na amerykańskim płaskowyżu – skutek harmonii przestrzennej jest taki sam: SPOKÓJ DLA LUDZI I SZACUNEK DLA ŚRODOWISKA. Właśnie w tym celu warto dbać o harmonię i unikać kakofonii powodowanej nadmiarem bodźców wizualnych, przede wszystkim kolorów.

Dachy utrzymane są w pokrewnych odcieniach czerni, brązów i rdzy. Fasady nowszych domów białe, a starych kamienne, z rodzimych skał, wśród których rozsiadła się ta piękna wieś wiele lat temu. Konsekwencja materiałów i barw również przynosi ten cenny spokój, oddech, poczucie bezpieczeństwa. Po to właśnie chroni się tej spokojnej, godnej jednolitości materiałowej, co tak trudno jest zrozumieć w Polsce. Wypoczynek dla oczu od kakofonicznej codzienności innych miast i wiosek.

Osada jest bardzo spokojna. Wiele osób wyniosło się do miast i nie mieszka tu stale. Nie ma tu krzykliwej arogancji, złodziejstwa, wandalizmu, agresji – to poniekąd dobry skutek emigracji i wypływy ze wsi na tereny zurbanizowane. Jednak faktem jest i to, że społeczność reguluje się sama. Górale potrafią tu zadbać o własny komfort. Domy rozrzucone są w całej dolince, nawet na bardziej zacienionych zboczach. Włoskie góry przeżywają ten sam problem wyludnienia, co kilka innych krajów. Okna często są zamknięte na głucho. Szczelne, nowoczesne, acz utrzymane w tradycyjnej formie okiennice to obowiązkowe wyposażenie domu. Dzięki nim temperatura wewnątrz jest na tyle wysoka, że można spać bez ogrzewania, a nawet potrójne szyby okienne nie są gardzielą zimna. System zamykania okiennic jest prosty, mechaniczny, z metalowymi zasuwkami, dzięki czemu są one także zabezpieczeniem przeciwwłamaniowym (choć o włamaniu rzadko kto tu słyszał). W lecie chronią oczywiście przed nadmiarem słońca, bo nawet tutaj, w górach, Włosi mają go czasem za wiele:) (???!!!:)

W zasadzie patrząc na te okiennice trudno nam wyobrazić sobie, że w polskich wioskach górskich okna mogą ich nie mieć, ale… niektóre je mają:)

Tekst i fotografie: Anna Maria Rumińska

Grazie, saluti e baci a Paolo, Erica , Manuel, Sandro – Slowfood Condotta del Pordenonese APS / Slow Food Italia / Slow Food International 🐌