Ser dojrzewający, który jest powodem prawdziwej, uczciwej dumy: genialny serek w popiele, z mleka niepasteryzowanego od kózek z hodowli ekologicznej. Autorką jest pani Monika z Convivium Slow Food Burgenland , która w Austrii prowadzi Mercato della Terra – certyfikowany Rynek Ziemi (Earth Market) – oraz własną koziarnię i serowarnię. Pani Anna Rumińska spotkała się z panią Moniką ponownie w Tramonti di Sopra na międzynarodowym Mercato della Terra w czasie Festa della Pitina zorganizowanym przez Slowfood Condotta del Pordenonese APS . Serek, który przywiozła od pani Moniki, zachwycił szczerze kilka osób na prywatnej degustacji. Dziękujemy!

Opisując zagraniczne produkty slowfoodowe naświetlamy również sytuację tych produktów w Polsce. Nie jest różowo. Jest tak czarno, jak ma powierzchni tego sera. Polskie serowarstwo publiczne (tj. komercyjne) i domowe szkolone przez dilerów zatrzymało się na pasteryzacji mleka. Nie rozumieją, że czynią wielką szkodę środowisku i ludziom. Cóż się dziwić, skoro serowarzy-celebryci (rzekome autorytety, bo prowadzą szkolenia i zasiadają w jury!) są jednocześnie sprzedawcami przemysłowych preparatów do zakwaszania i koagulacji mleka pasteryzowanego i dlatego właśnie zachęcają do pasteryzacji. Nie mieliby zbytu, gdyby propagowali najlepszy i najzdrowszy dla wszystkich (ludzi i środowiska) sposób robienia serów, tj. BEZ PASTERYZACJI i z zabytkowych, zachowawczych ras zwierząt. A kto produkuje te preparaty? Na przykład takie molochy jak DuPont, który już zmienił nazwę, więc mało kto może się połapać. Z resztą owi polscy serowarzy-dilerzy konfekcjonują samodzielnie te saszetki i fiolki naklejając własne etykiety, więc… cichosza!

Slow Food International , którego jesteśmy dolnośląskim ogniwem, popiera i propaguje wyłącznie naturalnie wytwarzane sery (i inne produkty mleczne), tj. wyłącznie z mleka NIEPASTERYZOWANEGO. To jest możliwe do zrobienia także w Polsce, ale mało komu chce się to robić, niestety ze stratą dla nich samych i dla ich klientów. Wyjściem z tego impasu jest nauczanie bezpośrednio konsumentów robienia serów z niepasteryzowanego mleka w domach, aby zrozumieli, że bakterie, które tamci zabijają pasteryzacją, by wprowadzić kontrolowane, przemysłowe, są nam niezbędne do zachowania zdrowia oraz ochrony polskiego genotypu zwierząt i roślin.

Uczymy tego my, uczą i inni. Na szczęście coraz więcej osób rozumie, że serowarstwo tzw. regionalne, farmerskie, tradycyjne, lokalne, manufakturowe, rzemieślnicze, zagrodowe itp. nie zaoferuje im tak dobrych serów, jakie mogą sobie zrobić w domu sami lub sprowadzić z zagranicy od slowfoodowych producentów, jeśli marzą o zagranicznych gatunkach. Plagiat gastronomiczny w Polsce rośnie, więc Polacy usiłują replikować cudze sery, zamiast odtwarzać te z własnej, polskiej historii.