Mówią, że nic nie zastąpi pożywnych, węglowodanowych i białkowych roślin, takich jak ziemniaki, zboża, czy fasola. Tak, nie zastąpi. Te gatunki trzeba uprawiać, aby się najeść. Pytanie tylko, jak bardzo musimy się najadać. Pytanie, jakiemu kanonowi piękna lub “poprawnej sylwetki” chcemy sprostać. Normy wagowe w europejskiej medycynie są niepotrzebnie zawyżone, więc ludzie szczupłej postury, z widocznymi ścięgnami i kostkami są odbierani jako chudzi i stale komentuje się otwarcie ich wygląd. Otyłej kobiecie nie wypada powiedzieć “o rany, aleś ty gruba!”, ale szczupłym mówi się tak często bezpardonowo i bezrefleksyjnie, po prostu po chamsku. Zatem wcale nie musimy być tacy, jak dyktują normy, które są tylko zaleceniami, ale wymyślonymi przez nie-szczupłych. Możemy jeść mniej. Możemy żywić się skromniej, jedząc skromne, acz piękne i pożywne posiłki. Teraz jest ten czas, by przejść na tą właśnie ścieżkę. Mamy wielkie łaknienie? Tzn. że choruje nasza psychika i trzeba się nią zająć. Wspomóc się można jedzeniem zieleniny. Dlaczego? O tym w Broszurze, o której piszemy na końcu.

Nie musicie bać się, że zabraknie jedzenia. Ono jest wokół, ale musimy znajdować prywatne posesję przyjaciół, aby móc legalnie korzystać z jedzenia, bo obecnie wstęp do parków i lasów jest zabroniony. Szkoda, bo wobec kryzysu ludzie mogliby wyżywić się właśnie tam, wśród zieleni. Jednak żaden polski samorząd ani rząd raczej nie ma prawa tego ogłosić, wszak to nie jest oficjalnie zatwierdzona żywność. Dlatego musimy iść po rozum do głowy i korzystać z zasobów nie łamiąc prawa.

Od dawna już jest ten czas, w którym po prostu musimy jeść mniej i zatroszczyć się o psychikę – kwarantanny temu sprzyjają. “Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba” – śpiewał Marek Jackowski jakby przewidując dzisiejszą obowiązkową izolację. Ludzie muszą zacząć jeść rozumnie i godnie, nie obżerać się, a raczej zaspokajać głód w godny sposób, tj. z całą tą piękną kulturową sferą symboliczną i narracyjną. Nie chodzi więc o wciąganie ziemniaków prosto z gara (choć to ma swoje wielkie uroki, więc też róbmy to czasem!;), ale o… kompozycję, o “przybranie” tego prostego skądinąd surowca, tak aby stał się pięknym i godnym posiłkiem. Nawet najtańsze surowce można zamienić w piękny, luksusowy posiłek i TO JEST WŁAŚNIE FINE DINING, drogie kucharki i drodzy kucharze.

Style kompozycji talerzowych i półmiskowych są liczne i różne, nikt nie musi krytykować cudzego zmysłu estetycznego, bo to sprawa indywidualna, więc “żyj i daj innym żyć”. Jeden nałoży milimetrowe płatki pęsetą, drugi wrzuci łychą od razu całą kopę dorodnyh krtofli. Jest różnie i ma być różnie. Ale najważniejsze jest, by to, co jest nakładane na talerze, nie było oszustwem, a prawdziwym jedzeniem, tj. żywnością, którą posila, odżywia i raduje wszystkie ogniwa łańcucha żywieniowego, a nie tylko napełnia kiesy korporacji i koncernów. Dlatego tak ważna jest filozofia stworzona przez organizację SlowFood.com, w której działamy i w której zawsze podkreślamy pochodzenie i autentyczną jakość produktów.

Ziemniaki są prostym surowcem, łatwym w uprawie. Można z nich zrobić wiele wspaniałych potraw codziennych. Zawsze warto kombinować, modyfikować, odkrywać stare, rodzime przepisy i przywracać wiedzę przodków. To właśnie robimy. Na tym polega kultura kulinarna i to ona właśnie chroni nas przez tzw. “zdziczeniem”, z którym niewiele wspólnego ma zbieractwo, odbierane często jako upodlenie z powodu braku przychodów. Nie nazywamy naszych chwastów dzikimi, bo według nas są z porządku kultury, narracji tworzonej przez człowieka, bo były jadane od zawsze, jako lokalne warzywa – nieuprawne, łężne (leśne) – i nikt wówczas, choćby w średniowieczu, nie nazywał ich dzikimi. Dla nas to są po prostu ☝️WARZYWA, a nie “dzikie warzywa” – to określenie utrwala tylko podział na uprawę i zbieractwo i niestety nie służy powszechnemu powrotowi Polaków do naturalnej żywności, tj. żywności ☝️Z NATURY,, lokując zbieraczki i zbieraczy w sferze “świrów jedzących trawę, bo nie stać ich na normalne warzywa” – dla nas TO SĄ NORMALNE WARZYWA, a takie interpretacje są częste niestety w Polsce. Nie są tak powszechne np. we Włoszech, w Rumunii, w Estonii, w Ukrainie, w Rosji, w Syberii, czy na wyspie Sachalin. To wielki błąd i nietakt, tak interpretować zbieractwo, ale “dzikie warzywa” same się o to proszą poprzez taki epitet, bo od 1492 r. dzikość i zbieractwo zawsze jest powszechnie uznawana za rodzaj szaleństwa lub objaw biedy. Nam zaś zależy na tym, aby ludzie odbierali te rośliny jako coś oczywistego do jedzenia, a nie alternatywę do uprawnych gatunków, od których zaczęliśmy ten wpis.

Dziś mamy czas, gdy taka wiedza, jak nasza, przydaje się jeszcze bardziej. Jednak nadal trzeba starać się o godny status nieuprawnych warzyw, o piękno naszych posiłków skomponowanych z najprostszych, darmowych i najpowszechniejszych surowców – nie zajmujemy się surwiwalem, a przypominaniem historycznej żywności. To jest nasz slowfoodowy, autentyczny “fine dining”. Czy zastąpimy chwastami ziemniaki, zboża i strączki? Nie, nawet nie próbujemy, do głowy to nie przyszło nikomu z nas. Ale są też uprawne warzywa liściowe, klasyfikowane jako oficjalna żywność w Codex Alimentarius, które mają dostarczać witamin i mikro/makroelementów, a dostarczają toksyny, trują, zabijają powoli. To właśnie TE PSEUDOWARZYWA UPRAWNE zastępujemy chwastami, czyli ziołami, bylinami, liśćmi, łodyżkami, ogonkami, korzonkami, ☝️WARZYWAMI NIEUPRAWNYMI.

Warzywa nieuprawne, jako rośliny i potencjalny pokarm, są tak wysoko cenione, że w restauracjach sieci Noma podbijały zawsze ceny potraw. W Polsce nadal większość ocenia je jako “zastępnik sałaty w czasie kryzysu”, co jest strategicznym i epistemologicznym błędem utrwalonym przez określenia typu “dzika sałata”. Ten stan utrwala właśnie to, że nazywa się je “dzikimi warzywami”, a także pomija się ich powszechne użycie w przeszłości, a tylko koncentruje się uwagę czytelników na powiązaniu ich z biedą, wojną i głodem. To błąd – nie tylko promocyjny, ale też błąd merytoryczny, bo te nieuprawne rośliny jedzono dawniej również poza okresami biedy, wojen i głodu, w dalekiej przeszłości nikt nie myślał o nich, jako o “byle czym”. To był i jest nasz najprawdziwszy slowfood i najwspanialsze dziedzictwo kulinarne. Po drodze jednak mieliśmy wiele starań zaborców, przedsiębiorców i niegodziwej części szlachty i arystokracji, którzy razem postarali się o to, aby dziś Polacy śmiali się z jedzenia chwastów. Udało się im, również to, że wykorzenili polszczyznę i zmusili Polaków do używania obcych nazw – pesto zamiast gąszcz, przecier – powszechny koszmar gastronomicznego nazewnictwa, stosowany bez znajomości specyfiki i historii potrawy i słowa pesto, bez troski o polszczyznę, utrwalany przez promotorów zbieractwa. Duży błąd.

Co nam zastąpi pseudowarzywa liściowe z chemizowanych upraw? Powszechne, lokalne, darmowe warzywa liściowe z natury. Oto na przykład wiekowa już kępa ziarnopłonu wiosennego wzięta do domu jeszcze na początku marca wciąż wydaje piękne listki, które dorzucamy do zup i sałatek. W miseczce pięknie sobie rośnie i tylko go obficie podlewamy, by zawsze miał bagienko pod stópkami. Tutaj już kończy swój czas, więc zastąpimy ją nową i nadal będziemy mieć świeżą sałatę.??????

Wiele chwastów można i warto przenieść z natury do domu, jeśli ktoś nie ma balkonu, tarasu ani ogrodu, jak pewna pani miłośniczka strony FB “Chwastozercy”, która zainspirowała Grupę Chwastożercy do tworzenia nowej Broszury i propagowania takich przypadków roślinnych. Teraz nawet zbieractwo jest utrudnione, więc import kępek chwastów do kuchni ma sens. Nie wykopujcie z lasu, parku ani spod bloku, ale z czystych miejsc, które mają prywatnego właściciela, którego znacie i który pozwolił na ten chwastologiczny wykop:)

Poprosiliśmy więc panią Annę M. Rumińską oraz naszych państwo Instruktorów, aby podzielili się swoimi doświadczeniami nt. wnętrzowej uprawy chwastów jadalnych.

Opracowanie: Grupa Chwastożercy we współpracy z aktywnymi członkami Convivium Slow Food Dolny Śląsk

Powstała więc nowa Broszura z serii “Jadłospis Matki Chwastożercy” poświęcona takiej właśnie domowej introdukcji, przeprowadzce rośliny z natury do wnętrza mieszkalnego. Jej tytuł:
Przeprowadzka z natury do kultury, czyli nowe warzywa w kuchni
zamówienia:
chwastozercy[at]gmail.com
koszt: 16zł (plik PDF e-mailem)