Po świątecznej przerwie i wyjazdach wracamy do naszej kooperatywy Slow Koop. Umawiamy się na wspólne zamówienia różnych produktów. Zaszło kilka zmian, ale zawsze warto kupować wax lokalne produkty, te dobre, czyste, uczciwe, nie masowe lub niby-lokalne, niby-swojskie.

Dlaczego tzw. Lokalne Grupy Działania produktem lokalnym nazywają na przykład napój alkoholowy w całości wytwarzany z nielokalnych składników? Bo napój ten sprzedawany jest lokalnie i firmowany przez nazwiskiem mieszkańca gminy. Nawet firma producenta nie jest zarejestrowana lokalnie, tj. w danym obszarze działania danej LGD. Nie ma w tym napoju nic lokalnego w rozumieniu składników.

Otóż cele i reguły działania LGD u podstaw są sprzeczne z ideą produktu lokalnego, szczególnie w rozumieniu naszym, ruchu światowego, który chroni prawdziwie, uczciwie tradycyjne wyroby, wytwarzane bez angażowania przemysłowych składników i bez masowego udziału importowanych składników. Dlatego z masowymi LGD oraz z NGO i urzędami, które je wspierają, nie jest nam po drodze i odmawiamy najczęściej współpracy. Zdarzają się jedynie sporadyczne przypadki, gdy członkowie LGD mają te same uczciwe cele, co my, a wtedy udaje się współpraca.

Podobnie, jak z ww. napojem, jest obecnie z serami, produktami tzw. regionalnymi lub tradycyjnymi. Te określenia są wybitnie nadużywane. Są takie gospodarstwa, które deklarują roczną produkcję mleka, aby załatwić sobie tzw. certyfikat ekologiczności (certyfikat zgodności…). Konsumenci sądzą, że ci oferują sery eko i mleko eko, bo przecież na stole stoi certyfikat. Jednak ten certyfikat jest na ziemię i siano, a na mleko… Cóż, Trudno uwierzyć, ale są, ale w certyfikacie na mleko zadeklarowali oni roczną produkcję własnego (od własnych zwierząt) mleka ekologicznego w ilości 2l, słownie: DWÓCH LITRÓW! Wiadomo więc, że mleko skupują od innych gospodarstw, bo masowo produkują sery obsługując całą Polskę. Od jakich gospodarstw kupują oni mleko, skąd? Nikt nie pyta. Jednak oni sami, media, urzędnicy i akademicy mają odwagę nazywać te produkty lokalnymi i uczciwymi. To jest hipokryzja, brudny interes, wybitnie nieetyczny. Wstyd nam za nich i nie mamy ochoty brać w tym udziału, dlatego wypisaliśmy się z wszystkich relacji z takimi oszustami.

Taki ser, takie mleko – na pewno nie jest to uczciwy produkt lokalny i nie powinien być wspierany z publicznych funduszy. Jest to czyste cwaniactwo i komercja, a czynią tak najwięksi celebryci serowarstwa otrzymujący nagrodę za nagrodą. Pokazuje się im, że idą dobrą ścieżką hipokryzji. Jak spoglądają sobie w twarz w lustrze? Współczujemy, naprawdę. Konsumenci muszą wiedzieć, że robi się ich stale w konia, ale… skoro mają to w nosie, to za karę w zasadzie płacą frycowe, bo te produkty są warte ⅓ końcowej kwoty. Lepiej już iść do marketu.

W tym sensie LGD robią bardzo złą robotę ucząc mieszkańców, że liczy się tylko cwaniactwo i skuteczny bajer. Niezorientowany klient i tak zapłaci, a LGD będzie się chwalić wysokim poziomem aktywności.

Podobnie było prawie 10 lat temu, gdy jedno z czasopism urządziło konkurs na najlepszy produkt lokalny, a głosowali w nim konsumenci. Na krótko przed finałem na pierwszym miejscu usadowiła się firma, która konfencjonowała cukierki w całości wytwarzane z produktów importowanych, tj. z cytrusów i czekolady. Dla nas było już tego za wiele, bo wtedy zależało nam na ochronie tych wytwórców, którzy wytwarzali naprawdę lokalne produkty. Zgłosiliśmy więc protest do owego czasopisma i wycofano ten wygrywający produkt, jako wypaczający rozumienie określenia “produkt lokalny”.

Dziś większość produktów lokalnych jest taka, jak te cukierki, więc już nawet nie protestujemy, skoro konsumentom to pasuje. Ci, którzy chcą kupić produkty uczciwie lokalne, zgłaszają się do naszej kooperatywy, i tyle. Nisza jest dobra – mniej znaczy więcej, więc nie zależy nam na tłumach, bo za pomoc nie pobieramy opłat, a tłumów nie obsłużymy – ani nie chcemy, ani nie damy rady.