Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle: stosy odpadów, zmarnowanej żywności. Wszystko to przez modę na soki z maszynki bo… ludziom nie chce się gryźć, uwielbiają słodkie napoje i… wydawanie pieniędzy. A potem mówią, że ekologiczna żywność jest zbyt droga. Litości… Gdzie rozsądek???

Co się dzieje z wytłokami po szklance soku…? Wstydliwa prawda: w miastach idą DO ŚMIECI. Na wsi idą dla zwierząt (i wcale nie jest to pociecha, o tym innym razem). U nas wśród członków? Jeśli uda się odebrać od kogoś wytłoki, suszymy je i mielimy na proch, a potem dodajemy do potraw, np. pastyły, wypieków, zup lub sałatek. Sęk w tym, by przetwarzać je bez prądu, unplugged. To jest najtrudniejsze, ale możliwe.

Taki odpad był dawniej nie do pomyślenia. Niewyobrażalne było, by część płodów rolnych wytwarzanych z przeznaczeniem dla ludzi tak beztrosko wyrzucać. Koszt produkcji żywności dla ludzi jest bowiem o wiele wyższy niż paszy. Nie powinno tak być, ale tak jest, więc oddawanie dziś wytłoków na paszę jest – w sensie ekonomicznym – jej marnowaniem. Nie na tym polega ekologia.

A co w miastach? Współcześnie mnóstwo tej potencjalnej żywności ląduje w śmietnikach w myśl zdrowego odżywiania, diety bezmięsnej, bezglutenowej, beznabiałowej lub bez-jakiejś-tam. Soki owocowe i warzywne stały się głównym składnikiem “modnej diety”. Jeśli więc w jakimś lokalu są w ofercie takie soki i nie wiemy, jak zagospodarowane są wytłoki (obsługa najczęściej nie wie!), to nie zamawiamy w takich lokalach niczego – na znak protestu, a nawet potępienia. Taka oferta nie ma nic wspólnego ze zdrowiem i deklarowaną ekologiczną troską.

To samo w domach. Dziś, dom bez wolnoobrotowej wyciskarki, to dom niemodny. A jego kubeł pełny jest wytłoków. A jego właściciele deklarują troskę o środowisko i własne zdrowie. Tyle że ta ilość soków wypijana bezwiednie codziennie jest po prostu niekorzystna dla zdrowia i środowiska, bo najczęściej pochodzi z chemizowanych i importowanych warzyw i owoców. A jeśli z lokalnych, też nie jest zbyt dobrze. Przyroda wymyśliła lepsze urządzenia: zęby, gruczoły ślinowe oraz układ pokarmowy. My, ludzie, mamy ciała – sami jesteśmy doskonałymi maszynkami, dość ekologicznymi, jeśli używanymi z rozwagą: własnym ciałem rozdrabniamy, mielimy, przetwarzamy, wypuszczamy drugim końcem, nawozimy. Wszystko to ze stosunkowo słabym śladem węglowym.

Niestety, wielu ludzi słabo wykorzystuje swoje ciała i woli wydać dużo pieniędzy, by robiły to za nich małe maszynki – tzw. roboty kuchenne. Oni co najwyżej zapłacą dodatkowo za prąd, który te maszynki zużyją. Problem i tym, że w Polsce, a w tym w Dolnym Śląsku, prąd mamy z elektrowni węglowych. Każde włączenie elektrycznego urządzenia wymaga spalenia węgla.

Efekty?
☝️Rośnie ilość wytłoków i aktywnych odpadów, liczba robotów, hałas, zagracenie domów, ilość elektrośmieci, kondycja bankowych kont koncernów, ilość zużytego prądu i skala wydatków.
☝️Słabnie kondycja mięśni, spokój i cisza, autentyczność kuchni, rękodzieło i rzemiosło, zasobność portfeli i indywidualnych kont bankowych, stan zdrowia i środowiska.

Każda szklanka soku ma niestety ślad węglowy, więc trzeba minimalizować liczbę urządzeń kuchennych zastępując je ekologiczną siłą mięśni.

Zastanów się, do czego dokładasz TY. Lepiej znajdź gospodarstwo, kup warzywa i owoce oraz je gryźć, żyj i połykaj. Dużo nie dasz rady. I o to właśnie chodzi. O umiar i równowagę.??☝️??