Ach, to przedwiośnie! To wspaniała pora, gdy płodów rolnych jest mniej, więc pomysłowość ludzka sięga zenitu w tęsknocie za różnorodnością smaków utworzonych tylko z tego, co dostępne lokalnie, pod ręką, w gospodarstwie lub w otoczeniu.

Przedwiośnie to także czas wyjątkowych SERÓW. Oto więc ciąg dalszy naszego bezpłatnego szkolenia serowarskiego dla konsumentów. Nasze pomocne członkinie i członkowie mogą poznać więcej szczegółów, jeśli dadzą nam znać, że chcą. Piszcie na email! Wkrótce zamawiamy to cudo zespołowo, prywatnie, koleżeńsko, więc zbieramy grupę.

Oto SER PRAWDZIWY – dojrzewający, bez podpuszczki (czyli enzymu zwierzęcego), z niepasteryzowanego mleka, prawdziwie wegetariański, bez GMO, bez przemysłowych proszków i płynów, w dodatku ekologiczny (z certyfikatem zgodności, zielony listek) i w dodatku tańszy od polskich “serów” dojrzewających wytwarzanych nibyzagrodowo, a w rzeczywistości przemysłowo.

Do ścinania mleka od wielu wieków używano i nadal się używa (niestety obecnie poza Polską, chyba że w domach, prywatnie) lokalnych ziół i liści drzew. Tam, gdzie jest dużo łąk i pastwisk, są i powinny być różne zioła, a wtedy koagulantów jest wiele. Dawne sery dolnośląskie były wytwarzane właśnie tak, przez dodawanie ziół. W Dolnym Śląsku nikt takich serów nie robi, a nie raz zapraszaliśmy do współpracy. Natomiast we Włoszech wiele slowfoodowych gospodarstw stosuje nadal tą metodę, aby nie używać przemysłowych preparatów produkowanych przez koncerny wyniszczające ekologiczne rolnictwo oraz z tego powodu, że ilość podpuszczki pozyskanej ze zwierząt jest zawsze ograniczona.

Właśnie dlatego mądrzy ludzie odkryli ścinanie mleka ziołami i liśćmi drzew, aby zastąpić podpuszczkę z żołądków ssaków, które hodowali. Uboju nie dokonywano na co dzień, a bardzo rzadko, w dodatku pod nóż szły tylko męskie cielaki, jagnięta i koźlaki. Żeńskie zostawiano, by dorastały i dawały mleko. Żołądki i podpuszczka są więc produktami ubocznymi uboju, bo nie ubija się zwierząt hodowlanych tylko dla podpuszczki. Wykorzystanie podpuszczki to mądry sposób na zagospodarowanie każdej cząstki zwierząt hodowlanych. Również młode króliki wytwarzają potrzebne enzymy i króliczą podpuszczkę stosuje się na świecie. W Chorwacji na przykład robi się sery podpuszczkowe bezpośrednio w skórzanym worku utworzony ze skóry zdjętej ze zwierzęcia. W innych krajach robi się sery bezpośrednio w worku żołądka. To typowo koczowniczy technika, bardzo, bardzo stara.

Ilość podpuszczki, prawdziwego zwierzęcego enzymu, była więc zawsze ograniczona, natomiast mleka było w ciągu prawie całego roku dość dużo. Kozy i owce dojono od wiosny do jesieni. Potem te zwierzęta “zasuszały wymiona”, by oszczędzać się na przedwiośnie, gdy przychodzi czas kocenia, czyli narodzin nowych jagniąt i koźląt. Wtedy matki potrzebują mleko właśnie dla nich, dla młodych. Od jesieni do wiosny nie zabierano więc zwierzętom mleka. Krowy są bardziej udomowione, więc nie zasuszają się, gdyż pozbawiliśmy je już tego rytmu naturalnego na drodze udomowienia, hodowli.

Badania wskazują, że sery (i laktoza) koagulowane podpuszczką (enzymem zwierzęcym) są najłatwiej trawione przez ludzi, jako ssaki, bo to właśnie podpuszczkę wymyśliła Przyroda, by młode ssaki mogły trawić mleko matki. W żołądkach młodych ssaków podczas trawienia mleka matki robi się po prostu klag, skrzep (nieomal ser podpuszczkowy;) – również w ludzkich. Nie różnimy się wiele od zwierząt, płonne nadzieje ewolucjonistów. I dobrze! Skoro więc dorośli ludzie, pozbawieni naturalnie enzymu, chcą jeść produkty mleczne innych ssaków, to do trawienia potrzebują pomocy. Podpuszczka jest właśnie tą pomocą.

Jeśli ktoś źle się czuje po zjedzeniu serów podpuszczkowych, to albo ma silną alergię na laktozę, albo… ma tylko pewne trudności z trawieniem laktozy i po prostu nie toleruje preparatów przemysłowych, które nie pomagają mu w jej trawieniu. Trzeba wtedy przestawić się na ser prawdziwy, z naturalnej podpuszczki, bez przemysłowych preparatów. Nie wierzcie tym serowarom, nawet gwiazdom serowarstwa, którzy wciskają wam te przemysłowe “sery” mówiąc, że są naturalne.

Ten ser jest bez podpuszczki. Mleko kozie koagulowane było tu ziołami, jak od wieków. Jaki jest ten ser? Ten konkretny koagulant roślinny nie nadaje mu wyraźnego smaku, jak w przypadku innych koagulantów ziołowych. Ser ma wspaniałą, kruchą skórkę i miękki miąższ. Jest dość ostry w smaku, dużo ostrzejszy, niż inny ser z tego samego mleka od kóz zabytkowej, sycylijskiej rasy Girgentana, ale koagulowany koźlęcą podpuszczką, czyli enzymem z żołądka.

W Polsce preparaty te (tzw.startery) są powszechnie stosowane (tajemnica poliszynela) w serowarniach pseudozagrodowych lub pseudofarmerskich, a także w domowych, przez amatorów (jeśli tych przemysłowych zwać profesjonalistami, brrr). Są one również polecane przez uniwersytety, które nie mają wyjścia, jak tylko promować główny strumień masowej produkcji. Wyższą uczelnia to nie miejsce na promocję naturalnej żywności, bo uczelnie są finansowane przez ministerstwa, a te promują masową produkcję rolną, a nie niszowe, zabytkowe wytwórstwo.

Wśród tych przemysłowych preparatów dodawanych do mleka w celu jego ścięcia zdarzają się też preparaty GMO, o czym nie informuje się klientów, np. o jednej z tzw.podpuszczek mikrobiologicznych używanych w produkcji sera tzw. wegetariańskiego. Używa się tych dodatków i sprzedaje się je nawet poprzez przetwórnie (firmy serowarskie) prowadzone przez ludzi chwalących się na jarmarkach certyfikatami zgodności (ekologiczności, zielony listek), tyle że wydanymi wyłącznie na ziemię lub siano. Te właśnie pseudosery są DROŻSZE od importowanych, czystych, uczciwych, slowfoodowych. Mało który klient o tym wie, albo i żaden, chyba że wie od nas. Naszych członków uświadamiamy, by nie wpadli na minę i nie płacili drożej za to, co nie jest warte swej ceny.